sobota, 9 lutego 2013

Love is love[Adommy] Part 4

-Boże człowieku ,czego ty chcesz o tej porze?-spytałem oschle.
-Musze z Tobą porozmawiać-skwitował.
-Ale o tej porze?Jest KURWA 3 nad ranem!To na serio aż TAKIE ważne?
-Tak.Wyjdź przed dom.
-Taa,i co jeszcze?Dobra,zaraz będę.

     Ja nie wiem co on sobie nagle ubzdurał.Nigdy ze mną nie rozmawiał.Ani razu,a teraz nagle ni z tego ni z owego o 3 rano mam wyjść przed dom,bo on czegoś chce. No co za człowiek.Na serio. Szybkim,zamaszystym ruchem wciagnąłem spodnie i zbiegłem po shcodach. Założyłem pierwsze lepsze buty(co prawda Adama nie moje,bo moje walały się gdzieś na górze ,a nie chciało mi się ich szukać) i po chwili stałem sam na sam z Koskinenem.wpatrywał się we mnie jak w jakieś bóstwo czy coś w tym stylu.Nie wiedziałem o co mu chodzi więc stałem i czekałaem aż 'geniusz' się odezwie.
-Jezu,KOSKINEN. Odezwiesz się wreszcie czy nadal będziesz się gapił?
-Oh,przepraszam.Poprostu jesteś...
-Dobra nie mów,już ze sto razy słyszałem to dziś od Adama.DO RZECZY.
-Słuchaj,ja nigdy nie powiedziałbym ci tego co zaraz usłyszysz gdyby nie to ,że mam teraz pewność że mnie nie wyśmiejesz.Bo wiesz Tommy...
-BŁAGAM. Nie mów ,że się we mnie zakochałeś...-rzuciłem błagalne spojrzenie.On był jak najbardziej poważny-Mam rozumieć,że właśnie to chciałeś powiedzieć?-Sauli tylko kiwnął głową.
-Tylko nie mów Adamowi ,ze ci powiedziałem.Będzie wściekły.
-Dobra,po co niby miałbym mu to mówic?Ale teraz wyjaśnij mi wszystko.Od kiedy,czy on wie.
-Trduno określic od kiedy ,ale mniej więcej od 6 koncertu z Glam Nation.Podobałeś mi się juz wczesniej.Kiedy tylko zacząłeś grać z Adamem.A ,że Adam powiedział mi wtedy ,ze mnie kocha postanowiłem z nim być i wykorzystać okazję zeby się do Ciebie zbliżyć.Ale ty niespecjalnie mnie lubiłeś więc po jakims czasie powiedziałem o tym Lambertowi. Ale co mnie zdziwiło najbardziej wcale się tym nie przejął.Stwierdził,że mnie rozumie bo sam też się w Tobie zakochał i mniej więcej tak to było. W dużym skrócie oczywiście.
-I tylke mi wystarczy.W zupełności.A i przyjdź jutro po rzeczy.
-Jasne.I Tommy?
-Hmm?
-Możesz...Mnie przytulić?-spojrzałem na niego.Stwierdziłem ,że tyle mogę zrobić.

    Przez całą noc zastanawiałem się po co mi to powiedział.To i tak nieiwele zmieni.W sumie nigdy specjalnie go nie lubiłem ,bo zazwyczaj nie odpowiadał gdy do niego mówiłem co nie było dziwne ,bo gdy już się odzywałem to raczej nie należało to do miłych kwestii.I wcale bym się nie zdziwił gdyby jutro wyleciał z teksetm,że kupił ten pusty dom na przeciwko. Co rzecz jasna zdenerwowałoby Adama i to nieźle.I znając słabość Koskinena sam przyzna się Lambertowi ,że mi się wygadał.Czasem naprawdę nie rzoumiałem jego toku myślenia.Najpeirw udaje ,że mnie nie cierpi,potem wydzwania do człowieka o 3 w nocy tylko po to żeby powiedzieć ,że Cię kocha. No serio kto tak robi?Chyba jego rodzina ma to we krwi ,bo z tego co wiem podobnie było w przypadku jego rodziców.Cóż nigdy go nie zrozumiem i nawet nie będę próbował ,bo stracę tylko czas.Jeszcze jedna rzecz.Nie mam pojęcia dlaczego ale bałem się jak Adam zareaguje gdy Sauli mu się przyna.Znając Lamberta zaraz będzie wyszukiwał jakichś problemów.Zapewne stwierdzi ,ze Sauli jes przsytsojniejszy od niego,że bardziej umięśniony i te sprawy i bedzie się tłumaczył,że wydarł się na niego tylko dlatego ,że bał się mnie stracić. Cały Adam.Ale cóż ,takiego go kocham i takiego go mam.Uśmiechnąłęm się do siebie i wreszcie zasnąłęm.
     Otworzyłem oczy i spojrzałem na zegarek stojacy na przeciwko.dochodziła 11:00. Adama nie bylo obok,a na dworzu dało się słyszeć krzyki.Zapewne Lambert i Koskinen.Powoli wstałem jak gdyby nic się nie działo.Ubrałem się ,ogólnie doprowadziłem do porządku i powolutku ruszyłem schodami w dół.Gdy juz stałem w korytarzu przez otwarte drzwi spostrzegłem (tak jak przypuszczałem) Adama i Sauliego.
-Co ty sobie wyobrażasz?Że co?Że przeprowadzisz się tu,powiesz mu o wszystkim i będzie super?O nie.Napewno nie.Tylko spróbujesz mi go odebrać a zobaczysz ,że...
-ADAM!-obaj spojrzeli w moim kierunku-Uspokój się!-podbiegłem do niego i złapałem jego twarz w dłonie-Przecież nic się nie stało.Spokojnie.
-Ale po cholere on się tu przeprowadził?I czemu ci powiedział że...
-A ,więc o to chodzi.Tu cię mam-pocałowałem go-Powiedział mi i co z tego?To Ciebie kocham i dobrze o tym wiesz.Nie musisz być zazdrosny.
-Nie jestem...
-Nieee,wcale-zaśmiałem się-Idź do domu.
-Ale...
-Idź!-poszedł posłusznie ,a ja zbliżyłem się do Koskinena i szepnąłem-Przepraszam za niego.-i też wszedłem do domu.Zająłem miejsce obok Adama i przytuliłem go:
-Co ty odwalasz?Dałbyś mu spokój.Przecież nie możecie się wiecznie kłócić.
-Zdziwiłbyś się.
-Okej...Ja teraz jadę do siebie po rzeczy-mówiłem wstając-Jak wrócę chce wiedzieć ,ze się pogodziliście.Jak nie to jadę z powrotem.I żadnych ale-dodałem na odchodnym i wsiadłem w samochód.Liczyłem,że weźmie to na poważnie ,bo nie chciałem wysłuchiwać ich ciągłych kłótni.I pytań po którego jestem stronie.To jest na serio męczące,wiem bo już kiedys doświadczyłem czegoś podobnego i wcale nie mam zamiaru tego powtarzać.wszedłem sobie spokojnie do mieszkania,otworzyłem szafe i wysypało się z niej pełno niepoukładanych ubrań.Gdyby Adam to zobaczył najpierw zacząłby się śmiać ,a potem wyzwałby mnie od leniwych jak zazwyczaj.Ale co poradzisz,taki jestem.Wrzuciłem ciuchy byle jak do walizki,potem zabrałem rzeczy z łazienki i zapakowałem wszytkie walizki do bagażnika.Zajęło mi to trochę czasu,bo trzeba jeszcze było zabezpieczyć gitary.Usiadłem wygodnie za kółkiem i ruszyłem w drogę powrotną.
  Gdy wjechałem na podjazd czekała mnie miła niespodzianka.Adam NORMALNIE i BEZ KRZYKÓW gadał z Saulim.Uchyliłem okno i ostatnie zdanie wypowiedziane przez nich obu brzmiało:"Zgoda". Po czym się przytulili i Koskinen wrócił do siebie po drodze mi machając.Wysiadłem z auta i objąłem stojącego już obok Lamberta:
-Wiedziałem,że potrafisz-szepnąłem.
-Dla Ciebie zawsze...A i jutro przyjdzie Twoja matka.Dzwoniła zaraz po tym jak wyszedłeś.
-Moja matka?A czego ona niby może chcieć?Pff.A z resztą nieważne.Chodź pomożesz mi z rzeczami.Tylko pamiętaj.NIE TYKAJ mojego ukochanego basu-Adam tylko się zaśmiał i ruszył do bagażnika.
  Po krótkim czasie wszystko było wniesione na góre i pukładane w szafkach.Mówiąc poukładana mam na myśli,ze mój kochany i walnięty na punkcie czystości chłopak poskładał wszystko i idealnie równo umieścił w szafie.Ja nie wiem jak on to robi.Ja nie miałbym cierpliwości do takich rzeczy.Albo poprostu nie chciałoby mi się męczyć.Ale to nie ważne.Rozłożyliśmy się na łóżku i nagle Adam spytał:
-Ej Tommy?
-No co?
-Może zrobimy live dla fanów?
-Teraz?Co cię naszło?Dobra jak chcesz.
  Lambert poszedł po laptopa i odpalił twitter'a.Napisał post o czacie ,a po kilku minutach było na nim dobrze 1000 osób.Byłem pod wrażeniem,ze Glamberts nawet o tej porze są aktwyni. I rzecz jasna mają dla nas czas.Siedzieliśmy sobie spokojnie,odpowiadaliśmy na pytania gdy nagle zaczęły się sypać teksty,jeden za drugim:POCAŁUJCIĘ SIĘ,POCAŁUJCIE SIĘ,POCAŁUJCIE SIĘ.Adam zaczął się smiać ale oni nadal nie przestawali.To,że całowaliśmy się na scenie nie znaczy chyba ,że będziemy się całować za każdym razem gdy nas o to poproszą nie?Tak przynajmniej sądziłem.Ale najwyraźniej nie mieli zamairu dać nam spokoju.Spojrzałem na Lamberta ,on na mnie i skinąłem głową.Pocałowaliśmy się szybko i nagle prośby ucichły.Zaczęła się znowu najnormalniejsza w świecie rozmowa.Ale oczywiście napisaliśmy im,że nie będziemy się całować na każde ich zawołanie ,i że to był wyjątek.Lambert oczywiście musiał też wypalić,że zaczyna pisać piosenki na nową płytę i znowu zaczął się SPAM: Tommy zagraj,Adam zaśpiewaj.Szturchnąłęm go i powiedziałem cicho:
-Musiałeś z tym wypalić?Serio?
-Oj no co.Nie mozesz zagrać?
-Mogę,jeśli masz nuty.
-No raczej ,że mam.-rzucił na łóżko jakiś zeszyt.Były tam teksty piosenek razem z nutami i akordami.Wziąłęm gitarę stojącą koło łóżka i zacząłem.Fani najwyraźniej słuchali uważnie ,bo wszelkie pytania ustały i nic nowego nie pojawiało się na czacie.Gdy Adam skończył śpiewać popisaliśmy jeszcze z pół godziny i oznajmiliśmy,że miło było ale już musimy kończyć.Oczywiście nie chieli nas puścić ale co oni mogli.NIC :D No,także ten.Odłożyliśmy laptopa na szafkę i ułożyliśmy się wygodnie.
-Adam,kiedy pisałeś tą piosenkę?(chodzi tu o BTIKM)
-A czy to ważne?Ważne,że o Tobie...-odwrócił się. Najwyraźniej bał się mojej reakcji.Więc żeby go upewnić,że zareagowałem jak najbardziej pozytywnie objąłem go i pocałowałem.
-Wiesz...Bardzo mi się podoba-szepnąłem.
-Naprawdę?
-Mhmm.-mruknąłem-I mam prośbę.Pomożesz mi jutro nie wybuchnąć złością gdy przyjdzie moja matka?
-No raczej.Nie chce żebyś miał na koncie morderstwo-obaj zaczęliśmy się śmiać.Boże.Kochałem go.Serio.Nigdy nie zależało mi na nikim tak bardzo jak teraz na Adamie.I gdy tylko pomyślę ,że ktoś mógłby mu coś zrobić mam ochotę temu komuś urwać łep.Może to niezbyt subtelne ale zawsze coś.No bo czego nie robi się dla miłości swojego życia?A co do jutrzejszego dnia.Nie wiem jak wytrzymam z moją matką choć minutę w jednym pomieszczeniu....
____________________________________
Sorki,za tak długą przerwę ale nie miałam czasu :C Liczę na jakikolwiek koemntarz od was pod wpisem.Bo mam wątpliwości czy ktokolwiek to czyta....