czwartek, 22 sierpnia 2013

Love is love[Adommy] Part 7

 Wstałem nie specjalnie wyspany ,bo zasnęliśmy na kanapie , a Sauli nie należał do najwygodniejszych. Był strasznie kościsty. Ale co poradzisz. Wstałem,przeciągnąłem się kilka razy i starając się nikogo nie obudzić wyszedłem z mieszkania. Co dziwne gdy wszedłem Adam już nie spał ,a była dopiero 6:00. Siedział na fotelu z dłońmi wplecionymi we włosy. Wyraźnie było widać ,że coś się stało.
-Adam? Wszystko w porządku?
-Tak- odpowiedział po dłuższej chwili namysłu.
-Powiesz mi wreszcie o co chodzi? Czemu masz podbite oko? -wcale nie zwracał na mnie uwagi -ADAM DO JASNEJ CHOLERY! -krzyknąłem aż podskoczył na fotelu.
-Po drodze spotkałem Monte...
-Po drodze dokąd? Czemu cięgle tak długo cię nie ma?
-To niespodzianka...
-Jaka do cholery...-spojrzałem na kalendarz.Za 3 dni moje urodziny. Jak mogłem być takim idiotą i się nie domyślić. JEZU. Usiadłem mu na kolanach i pocałowałem w głowę -Przepraszam. Po prostu martwiłem się o ciebie.
-Nic się nie stało -spojrzał mi w oczy i przeczesał mi grzywkę - Nie potrafię być na ciebie zły. Za bardzo cię kocham.
-Mam nadzieję,że się nie obrazisz ale dziś umówiłem się z Mikiem. Nie widziałem go chyba  pół roku.
-Jasne nie ma sprawy. Ja i tak zaraz muszę jechać.
-Znowu? Mam nadzieję,że wrócisz wcześniej niż ostatnio.
-Postaram się.
Wyszliśmy przed dom. Adam chwile zaczekał ze mną gdy zza zakrętu wyłonił się Mike. Rzecz jasna szedł na piechotę ,bo nie przepadał za taksówkami ,a jago samochód nie był w najlepszym stanie. Już chciał  przejść przez ulicę ale krzyknąłem żeby nie szedł,bo jedzie jakiś idiota. Popisywał się swoim autem co chwila dodając gazu. Ale on oczywiście nie słuchał. Wszedł na jezdnię i w tym samym momencie usłyszałem głośny huk,a Mike przeleciał przeleciał przez dach samochodu i upadł na ulicę. Stałem jak zaklęty nie wierząc w to co się właśnie stało. Adam zachował świadomość i podszedł by sprawdzić tętno. Nie żył... W tym momencie coś  we mnie pękło. Paraliż ustąpił i zobaczyłem jak gdyby nic odjeżdżającego z miejsca czarnego Bugatti Veyron'a. Wsiadłem do swojego lexusa i odjechałem. Zupełnie bez słowa. Słyszałem jak Adam krzyczał żebym wrócił. Ale nie chciałem go słuchać. Nie chciałem z nikim rozmawiać. Pojechałem do swojego starego mieszkania. Nie sprzedałem go ,bo zawsze może się na coś przydać. Zatrudniłem tylko sprzątaczkę żeby od czasu do czasu tam ogarnęła.
 Wysiadłem z pojazdu i wszedłem do pomieszczenia. Zakluczyłem na drzwi na każdy możliwy zamek i poszedłem do pokoju. Usiadłem na łóżku i podkuliłem kolana pod głowę. Ogarnęła mnie dziwna pustka. Mój najlepszy przyjaciel zginął. Przed chwilą zginął ,a ten idiota który go potrącił jak gdyby nigdy nic odjechał. Bez żadnych skrupułów. Jak można być tak okropnym człowiekiem. Powinien się chociaż zatrzymać, sprawdzić czy żyje. Cokolwiek. Ale on nawet nie zwolnił.
 Siedziałem tak w ciszy ,a łzy powoli spływały po moich policzkach. W jednej chwili straciłem najlepszego kumpla. Tak po prostu. Może i tak miało być. Ale ja nie chciałem żeby tak było. Czułem się winny. Cholernie winny. Gdybym zaoferował inne miejsce ciągle by żył. Boże. Dlaczego... Zadawałem sobie to pytanie w myślach tysiące razy. Nagle zadzwonił telefon. Adam...Nie odebrałem. Nie miałem ochoty rozmawiać z nikim ani o niczym. Rzuciłem telefon w drugi koniec pokoju i dalej tkwiłem w ciszy. Teraz to ona była mi najbardziej potrzebna. Wiem ,że Adam będzie się martwił. Doskonale to wiem. Ale zwyczajnie nie mam siły by z kimkolwiek porozmawiać.
Nagle usłyszałem otwieranie drzwi. To zapewne pokojówka, bo tylko ona dostała klucz. Było to konieczne skoro tu sprzątała. Gdy weszła na górę powiedziałem jej ,że jeśli przyjedzie tu Lambert ma powiedzieć ,że mnie nie ma. Znałem go i wiedziałem iż prędzej czy później się tu zjawi. a przed domem nie było mojego samochodu tylko mini van tej kobiety. Więc łatwo będzie mu wmówić, ze mnie tu nie ma... Nie chciałem go okłamywać ale nie miałem wyjścia.
I tak jak się spodziewałem. Przyjechał. Pukał nachalnie do drzwi. Nancy (tak miała na imię pokojówka ) otworzyła mu drzwi :
-Słucham?
-Jest tu Tommy?
-Niestety nie. A czy coś się stało? - udawała zaskoczoną.
-Nieważne...Gdyby się pojawił proszę dać znać.
-Nie ma sprawy - powiedziała i zamknęła drzwi.
 Czułem się okropnie z tym ,że okłamałem Adama. Ale byłem bezradny. Nie miałem zielonego pojęcia co zrobić...
 Minęło kilka dni. Dziś miałem urodziny. Spojrzałem na ekran telefonu. 60 nieodebranych połączeń od : ADAM . 2 nieodebrane wiadomości od : ADAM. Wszedłem więc w wiadomości. Jedna była o pogrzebie. Był wczoraj... Dobrze ,że nie przeczytałem tego wcześniej. I tak bym nie poszedł. A druga o imprezie:
" Impreza dziś o 21:00.W twoim ulubionym klubie. Mam nadzieję, że się zjawisz. Tommy,martwię się o ciebie. Gdzie ty do cholery jesteś."
 Wstałem leniwie z łóżka. Wszedłem do łazienki żeby się ogarnąć. Na szczęście coś tu zostało więc mogłem się odświeżyć. Ogarnąłem włosy, lekko podkreśliłem oczy i przebrałem się w to co zostało w szafie. Zostawiłem tu moją ulubioną skórzaną kurtkę.Nawet o tym nie wiedziałem. Wsiadłem w samochód i ruszyłem pod podany adres imprezy. Auto Lamberta stało na parkingu. Czyli wierzył ,że przyjadę... Było już po 22:00 kiedy wszedłem do klubu. Wszyscy zwrócili na mnie wzrok. wiedzieli co się stało ,bo na początku nie mieli za wesołych min. W oddali zobaczyłem Lamberta. Na jego twarz wstąpił lekki uśmiech. Nie minęła minuta ,a on już stał przy mnie i mnie obejmował.
-Gdzie ty byłeś? Bałem się o ciebie idioto.
-Byłem w starym mieszkaniu.
-Ale Nancy powiedziała ,że...
-Wiem co powiedziała. Przepraszam. Chciałem pobyć sam. Musiałem sobie z tym poradzić po swojemu.
-Rozumiem. Ale nie znikaj już tak więcej. Obiecujesz?
-Obiecuję. Przecież już kiedyś obiecałem. Będę zawsze...
Po policzku Adam spłynęła pojedyncza łza. Naprawdę musiał mnie kochać. I chyba nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo...
Przywitałem się jeszcze z ludźmi z zespołu i z Saulim, który oczywiście musiał zacząć coś pieprzyc bez sensu jak to miał w zwyczaju.
Impreza minęła w spokojniejszej atmosferze niż było zaplanowane ale też nie było najgorzej. Koło 4 wszyscy zebrali się do domów. Adam też pojechał ale ja ruszyłem na cmentarz. W końcu trzeba było pożegnać przyjaciela.
Stanąłem nad szarym ,marmurowym nagrobkiem. Niezbyt często chodziłem na cmentarze. To miejsce jakoś mnie odpychało. Stałem tam chwilę i mówiłem sam do siebie. Jak mogłem do tego dopuścić,że go przepraszam i te sprawy. Nagle podniosłem głowę i zobaczyłem obok mnie kolesia ,który go zabił. Miałem ochotę go udusić na miejscu. Dosłownie zabijałem go wzrokiem. Odsunął się kawałek i drżącym głosem powiedział:
-Przepraszam...
-Teraz? Teraz cię wzięło na sentymenty? Było się wcześniej zainteresować. I NIE JEŹDZIĆ JAK IDIOTA. Tam do cholery jasnej jest ograniczenie prędkości IDIOTO. Z resztą. zabiłeś człowieka i myślisz ,ze zwykłe przepraszam wystarczy? Wiesz co... Lepiej już idź. Nie chcę mieć zabójstwa na koncie. -dodałem na odchodnym i ruszyłem do swojego auta. Usiadłem spokojnie na siedzeniu i rozluźniłem kark. Ruszyłem żeby wreszcie znaleźć się obok Adama...
  Wszedłem do domu i zrzuciłem buty jak najszybciej wchodząc na górę. Położyłem się obok Lambert ,który od razu mnie objął. Nadal mnie nosiło po spotkaniu tego gościa. Najwyraźniej to wyczuł...
-Co jest Tommy?
-Spotkałem tego gościa ,który zabił Mike'a. Miałem ochotę go zabić. Nie wiem jak tacy ludzie mają jeszcze czelność myśleć ,że zwykłe przepraszam wystarczy.
-Ej,ej spokojnie-pocałował mnie- Uspokój się. Nie przejmuj się takim idiotą. Nie jest tego warty.
Podniosłem się do pozycji siedzącej i odgarnąłem włosy z twarzy. Za nic nie mogłem przestać o tym wszystkim myśleć. Nie dawało mi to spokoju. Musiałem zrobić coś co pozwoli mi o tym wszystkim zapomnieć. Tylko nie wiedziałem co. Spojrzałem na Adama. Też nie spał...
-Adam...Zrobiłeś świetna imprezę. Dziękuję. Ale za to należy ci się nagroda.
-Co masz na myśli?
-Zobaczysz...-mruknąłem i gwałtownie wpiłem się w jego usta nadając słodki smak chwili...
_____________________________________
Hej wam. Przepraszam ,że tak krótko ale mam problemy z internetem i gdy pisze co chwilę mi się rozłącza. Nie wiem co to powoduje ale po prostu nie mam siły dalej pisać ,bo to strasznie irytujące. Mam nadzieję ,że wam się spodoba. Jeśli chcecie być powiadamiani o rozdziałach zaproście mnie na FB : https://www.facebook.com/anny.twill   i napiszcie do mnie.

4 komentarze:

  1. Dziękuje Ci, że dodałaś na prawdę. Tommy nie zdawał sobie sprawy z tego, że Adam kocha go aż tak bardzo.Chyba się domyślam co to za nagroda ;) Chciałabym napisać coś więcej, ale co tu pisać? Dla mnie świetnie piszesz i tyle. Ach... Nie umiem się rozpisywać. Czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Super opowieść! Jednak myślę, że przydałoby się dokończenie tej opowieści...mam na myśli trochę pikanterii :D

    OdpowiedzUsuń