Wstałem nie specjalnie wyspany ,bo zasnęliśmy na kanapie , a Sauli nie należał do najwygodniejszych. Był strasznie kościsty. Ale co poradzisz. Wstałem,przeciągnąłem się kilka razy i starając się nikogo nie obudzić wyszedłem z mieszkania. Co dziwne gdy wszedłem Adam już nie spał ,a była dopiero 6:00. Siedział na fotelu z dłońmi wplecionymi we włosy. Wyraźnie było widać ,że coś się stało.
-Adam? Wszystko w porządku?
-Tak- odpowiedział po dłuższej chwili namysłu.
-Powiesz mi wreszcie o co chodzi? Czemu masz podbite oko? -wcale nie zwracał na mnie uwagi -ADAM DO JASNEJ CHOLERY! -krzyknąłem aż podskoczył na fotelu.
-Po drodze spotkałem Monte...
-Po drodze dokąd? Czemu cięgle tak długo cię nie ma?
-To niespodzianka...
-Jaka do cholery...-spojrzałem na kalendarz.Za 3 dni moje urodziny. Jak mogłem być takim idiotą i się nie domyślić. JEZU. Usiadłem mu na kolanach i pocałowałem w głowę -Przepraszam. Po prostu martwiłem się o ciebie.
-Nic się nie stało -spojrzał mi w oczy i przeczesał mi grzywkę - Nie potrafię być na ciebie zły. Za bardzo cię kocham.
-Mam nadzieję,że się nie obrazisz ale dziś umówiłem się z Mikiem. Nie widziałem go chyba pół roku.
-Jasne nie ma sprawy. Ja i tak zaraz muszę jechać.
-Znowu? Mam nadzieję,że wrócisz wcześniej niż ostatnio.
-Postaram się.
Wyszliśmy przed dom. Adam chwile zaczekał ze mną gdy zza zakrętu wyłonił się Mike. Rzecz jasna szedł na piechotę ,bo nie przepadał za taksówkami ,a jago samochód nie był w najlepszym stanie. Już chciał przejść przez ulicę ale krzyknąłem żeby nie szedł,bo jedzie jakiś idiota. Popisywał się swoim autem co chwila dodając gazu. Ale on oczywiście nie słuchał. Wszedł na jezdnię i w tym samym momencie usłyszałem głośny huk,a Mike przeleciał przeleciał przez dach samochodu i upadł na ulicę. Stałem jak zaklęty nie wierząc w to co się właśnie stało. Adam zachował świadomość i podszedł by sprawdzić tętno. Nie żył... W tym momencie coś we mnie pękło. Paraliż ustąpił i zobaczyłem jak gdyby nic odjeżdżającego z miejsca czarnego Bugatti Veyron'a. Wsiadłem do swojego lexusa i odjechałem. Zupełnie bez słowa. Słyszałem jak Adam krzyczał żebym wrócił. Ale nie chciałem go słuchać. Nie chciałem z nikim rozmawiać. Pojechałem do swojego starego mieszkania. Nie sprzedałem go ,bo zawsze może się na coś przydać. Zatrudniłem tylko sprzątaczkę żeby od czasu do czasu tam ogarnęła.
Wysiadłem z pojazdu i wszedłem do pomieszczenia. Zakluczyłem na drzwi na każdy możliwy zamek i poszedłem do pokoju. Usiadłem na łóżku i podkuliłem kolana pod głowę. Ogarnęła mnie dziwna pustka. Mój najlepszy przyjaciel zginął. Przed chwilą zginął ,a ten idiota który go potrącił jak gdyby nigdy nic odjechał. Bez żadnych skrupułów. Jak można być tak okropnym człowiekiem. Powinien się chociaż zatrzymać, sprawdzić czy żyje. Cokolwiek. Ale on nawet nie zwolnił.
Siedziałem tak w ciszy ,a łzy powoli spływały po moich policzkach. W jednej chwili straciłem najlepszego kumpla. Tak po prostu. Może i tak miało być. Ale ja nie chciałem żeby tak było. Czułem się winny. Cholernie winny. Gdybym zaoferował inne miejsce ciągle by żył. Boże. Dlaczego... Zadawałem sobie to pytanie w myślach tysiące razy. Nagle zadzwonił telefon. Adam...Nie odebrałem. Nie miałem ochoty rozmawiać z nikim ani o niczym. Rzuciłem telefon w drugi koniec pokoju i dalej tkwiłem w ciszy. Teraz to ona była mi najbardziej potrzebna. Wiem ,że Adam będzie się martwił. Doskonale to wiem. Ale zwyczajnie nie mam siły by z kimkolwiek porozmawiać.
Nagle usłyszałem otwieranie drzwi. To zapewne pokojówka, bo tylko ona dostała klucz. Było to konieczne skoro tu sprzątała. Gdy weszła na górę powiedziałem jej ,że jeśli przyjedzie tu Lambert ma powiedzieć ,że mnie nie ma. Znałem go i wiedziałem iż prędzej czy później się tu zjawi. a przed domem nie było mojego samochodu tylko mini van tej kobiety. Więc łatwo będzie mu wmówić, ze mnie tu nie ma... Nie chciałem go okłamywać ale nie miałem wyjścia.
I tak jak się spodziewałem. Przyjechał. Pukał nachalnie do drzwi. Nancy (tak miała na imię pokojówka ) otworzyła mu drzwi :
-Słucham?
-Jest tu Tommy?
-Niestety nie. A czy coś się stało? - udawała zaskoczoną.
-Nieważne...Gdyby się pojawił proszę dać znać.
-Nie ma sprawy - powiedziała i zamknęła drzwi.
Czułem się okropnie z tym ,że okłamałem Adama. Ale byłem bezradny. Nie miałem zielonego pojęcia co zrobić...
Minęło kilka dni. Dziś miałem urodziny. Spojrzałem na ekran telefonu. 60 nieodebranych połączeń od : ADAM . 2 nieodebrane wiadomości od : ADAM. Wszedłem więc w wiadomości. Jedna była o pogrzebie. Był wczoraj... Dobrze ,że nie przeczytałem tego wcześniej. I tak bym nie poszedł. A druga o imprezie:
" Impreza dziś o 21:00.W twoim ulubionym klubie. Mam nadzieję, że się zjawisz. Tommy,martwię się o ciebie. Gdzie ty do cholery jesteś."
Wstałem leniwie z łóżka. Wszedłem do łazienki żeby się ogarnąć. Na szczęście coś tu zostało więc mogłem się odświeżyć. Ogarnąłem włosy, lekko podkreśliłem oczy i przebrałem się w to co zostało w szafie. Zostawiłem tu moją ulubioną skórzaną kurtkę.Nawet o tym nie wiedziałem. Wsiadłem w samochód i ruszyłem pod podany adres imprezy. Auto Lamberta stało na parkingu. Czyli wierzył ,że przyjadę... Było już po 22:00 kiedy wszedłem do klubu. Wszyscy zwrócili na mnie wzrok. wiedzieli co się stało ,bo na początku nie mieli za wesołych min. W oddali zobaczyłem Lamberta. Na jego twarz wstąpił lekki uśmiech. Nie minęła minuta ,a on już stał przy mnie i mnie obejmował.
-Gdzie ty byłeś? Bałem się o ciebie idioto.
-Byłem w starym mieszkaniu.
-Ale Nancy powiedziała ,że...
-Wiem co powiedziała. Przepraszam. Chciałem pobyć sam. Musiałem sobie z tym poradzić po swojemu.
-Rozumiem. Ale nie znikaj już tak więcej. Obiecujesz?
-Obiecuję. Przecież już kiedyś obiecałem. Będę zawsze...
Po policzku Adam spłynęła pojedyncza łza. Naprawdę musiał mnie kochać. I chyba nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo...
Przywitałem się jeszcze z ludźmi z zespołu i z Saulim, który oczywiście musiał zacząć coś pieprzyc bez sensu jak to miał w zwyczaju.
Impreza minęła w spokojniejszej atmosferze niż było zaplanowane ale też nie było najgorzej. Koło 4 wszyscy zebrali się do domów. Adam też pojechał ale ja ruszyłem na cmentarz. W końcu trzeba było pożegnać przyjaciela.
Stanąłem nad szarym ,marmurowym nagrobkiem. Niezbyt często chodziłem na cmentarze. To miejsce jakoś mnie odpychało. Stałem tam chwilę i mówiłem sam do siebie. Jak mogłem do tego dopuścić,że go przepraszam i te sprawy. Nagle podniosłem głowę i zobaczyłem obok mnie kolesia ,który go zabił. Miałem ochotę go udusić na miejscu. Dosłownie zabijałem go wzrokiem. Odsunął się kawałek i drżącym głosem powiedział:
-Przepraszam...
-Teraz? Teraz cię wzięło na sentymenty? Było się wcześniej zainteresować. I NIE JEŹDZIĆ JAK IDIOTA. Tam do cholery jasnej jest ograniczenie prędkości IDIOTO. Z resztą. zabiłeś człowieka i myślisz ,ze zwykłe przepraszam wystarczy? Wiesz co... Lepiej już idź. Nie chcę mieć zabójstwa na koncie. -dodałem na odchodnym i ruszyłem do swojego auta. Usiadłem spokojnie na siedzeniu i rozluźniłem kark. Ruszyłem żeby wreszcie znaleźć się obok Adama...
Wszedłem do domu i zrzuciłem buty jak najszybciej wchodząc na górę. Położyłem się obok Lambert ,który od razu mnie objął. Nadal mnie nosiło po spotkaniu tego gościa. Najwyraźniej to wyczuł...
-Co jest Tommy?
-Spotkałem tego gościa ,który zabił Mike'a. Miałem ochotę go zabić. Nie wiem jak tacy ludzie mają jeszcze czelność myśleć ,że zwykłe przepraszam wystarczy.
-Ej,ej spokojnie-pocałował mnie- Uspokój się. Nie przejmuj się takim idiotą. Nie jest tego warty.
Podniosłem się do pozycji siedzącej i odgarnąłem włosy z twarzy. Za nic nie mogłem przestać o tym wszystkim myśleć. Nie dawało mi to spokoju. Musiałem zrobić coś co pozwoli mi o tym wszystkim zapomnieć. Tylko nie wiedziałem co. Spojrzałem na Adama. Też nie spał...
-Adam...Zrobiłeś świetna imprezę. Dziękuję. Ale za to należy ci się nagroda.
-Co masz na myśli?
-Zobaczysz...-mruknąłem i gwałtownie wpiłem się w jego usta nadając słodki smak chwili...
_____________________________________
Hej wam. Przepraszam ,że tak krótko ale mam problemy z internetem i gdy pisze co chwilę mi się rozłącza. Nie wiem co to powoduje ale po prostu nie mam siły dalej pisać ,bo to strasznie irytujące. Mam nadzieję ,że wam się spodoba. Jeśli chcecie być powiadamiani o rozdziałach zaproście mnie na FB : https://www.facebook.com/anny.twill i napiszcie do mnie.
czwartek, 22 sierpnia 2013
wtorek, 20 sierpnia 2013
ADOMMY
BOŻE ;__; Bardzo ,bardzo was przepraszam. Naprawdę. Zupełnie zapomniałam o tym blogu. Miałam dużo spraw na głowie. I ostatnio wena mi nie dopisywała. Mam nadzieję,ze ktoś jeszcze to czyta . I obiecuję ,ze w tym tygodniu będzie następny rozdział. Tylko błagam ,powiedzcie że ktoś jeszcze to czyta.
Dopiero zobaczyłam te kochane komentarze np. od Pauliny która czytała już bloga kilka razy. Powiedz że jeszcze czytasz ;___;
Dopiero zobaczyłam te kochane komentarze np. od Pauliny która czytała już bloga kilka razy. Powiedz że jeszcze czytasz ;___;
niedziela, 24 marca 2013
Love is love[Adommy] Part 6
Z góry przepraszam,że znowu krótko. Nie mam ostatnio czasu. A nawet jeśli mam to po zrobieniu lekcji i odwaleniu wszystkich ważnych rzeczy zwyczajnie nie mam siły. I siedzę noł lajfując na FB. Ale postaram się dodawać dłuższe rodzizały.
_____________________________________________
Zadzwonili z policji i powiedzieli ,że jestem proszony o złożenie zeznań w sprawie ojca żeby mieli więcej powodów by go zamknąć. Oczywiście się zgodziłem,bo nie miałem nic do stracenia. Wręcz przeciwnie mogłem na tym tylko zyskać. Powiedziałem Adamowi ,że wychodzę i wsiadłem w samochód.W drodze na komisariat zadzwonił do mnie Koskinen z prośbą o odebranie jego 14 letniej kuzynki ze szkoły muzycznej. Lekko się zdziwiłem ,że prosi o to akurat mnie.
-Czemu ja? Ty nie możesz?
-No właśnie w tym problem. Spotkanie mi sie przeciąga ,a tam spoźnień nie tolerują. Wiesz skoła z ostrym regulaminem.
-Jasne,rozumiem.To o której mam po nią być?
-O 18.00. Zawaidomię nauczycielkę,że ty ją odbierasz. A ,i zapomniałbym. Nie zdziw się jeśli oblecą cię dzieciaki. W tej szkole wszyscy Cię znają.
-Dobrze,że uprzedziłeś-burknąłęm.
-Oj,nie złość się. Poradzisz sobie.
-Jak uważasz.To do zobaczenia...
-Pa.
Boże,on zawsze musiał mnie w coś wpakować. Jak nie kuzynka ,to pomoc w przeprowadzce. Ciekawe co jeszcze wymyśli. Starałem się nad tym nie zastanawiać i spokojnie jechałem na policję żeby złożyć zeznania. Szczerze miałem nieodparte wrażenie,że wszystko skończy się dobrze i ,że wreszcie go zamkną. Mam go już dosyć.Nie wiem jak moja matka może mieszkać z takim człowiekiem pod jednym dachem. Poprostu tego nie rozumiem. Nie dość ,że ją biję i opieprza o byle co to jeszcze ani trochę jej nie szanuje. Nie wiem co może skłonić kogokolwiek do mieszkania, a tym bardziej BYCIA z nim. Ktoś kto go znosi musi być chyba oazą spokoju i miłośći. Z jednej strony podziwiam ta kobietę ,że z nim wytrzymuje a z drugiej nienawidzę za to co mi zrobiła. I za to ,że miała czelność przyjść tylko po to żeby stwierdzić,że Adam mnie nie kocha. No ludzie, kto normalny tak robi? Nawet Sauli nie wyleciałby do nikogo z takim tekstem. A zrobił już wiele głupich rzeczy. Ale to nieważne.
Wysiadłem z auta i spokojnie wszedłem do budynku.Oczwyiście przed nim musiało stać kilkunastu paparazzich. A jakżeby inaczej. Musieli to udokumentować. Zapieprzaja z tymi aparatmi gdzie się da. To już serio zaczyna się robić coraz bardziej irytujace. Nie pomyśleli ,że gdyby dali nam więcej prywatności chętniej potem udzielalibyśmy wywiadów i ogólnie gdziekolwiek jeździli? Ja nie wiem.To chyba nigdy do nich nie dotrze. Bezmózgie maszyny do zabierania prywatnośći. Ale teraz nie czas na to. Muszę się skupic i jak najdokładniej wszystko powiedzieć policji. Chcę żeby wreszcie przymknęli mojeko kochanego tatusia...
Gdy wsiadałem do samochodu by jechać po kuzynkę Sauli'ego byłem cholernie zadowolony. Nareszcie go przymkną i nie będzie nikomu truł życia. Pełen przekonań ,że ojciec już nigdy nie wyjdzie z paki jechałem do szkoły muzycznej.Ledwo zdążyłęm podstawić auto na podjazd i wejść do holu ,a już czekała na mnie cała klasa Katy (kuzynki Koskinena). Tylko się usmiechnąłem i podszedłem do nich.
-To co Katy idziemy?-kiedy się odezwałem podniosły się krzyki:
-Tommy!O boże to naprawdę ty!Nie wierzę ,że cię widzę! Daj mi autograf!
I wiele ,wiele innych. Standarad. Dobrze ,że w tej grupie było tylko 12 osób. Jeszcze rzecz jasna musieli mnie namówić żebym coś zagrał i dopeiro wtedy mogłem spokojnie wyjść razem z Katy. Wpatrywała się we mnie jak w obrazek przez całą drogę. Wreszcie nie wytrzymałęm i spytałem:
-Dlaczego mi się tak przyglądasz?
-Bo cię uwielbiam.
Jakże ambitna i prosta odpowiedź. W sumie mogłem sie tego spodziewać. Co więcej może powiedzieć 14 latka gdy widzi cię pierwszy raz. Pewnie na jej miejscu powiedziałbym zupełnie to samo. Odstawiłem ją pod dom Koskinena i ruszyłem do Adama. Otworzyłem drzwi ,a on właśnie wychodził.
-Gdzie ty idziesz?
-Na spotkanie. Z menago. Wiesz nowa płyta i te sprawy.
-Jasne...Kiedy będziesz?
-Nie wiem. Ale przed 24.00 powinienem się wyrboić.
-Taak...Dobra skoro musisz to jedź. Ja poczekam.-pocałowałem go w policzek i poszedłem na górę. Siedziałem i nie miałem pomysłu co ze sobą zrobić. Wziąłem bas i zacząłem coś grać. Niby takie nic ale Adamowi by się spodobało. Dobrze go znam. A tak na marginesie myślę,że wcale nie poszedł spotkać się z menadżerem. Ostatnio miał niezłą kłótnię z Monte i często z nim gadał żeby zakończyć spór. Ale nie będę wnikał. Skoro nie chce mi mówić prawdy to niech nie mówi.
Mijała już 24.00 ,a jego nadal nie było. Nie odbierał. Zero odzewu. Zacząłem się trochę martwić i już chciałem po Niego jechać gdy nagle usłyszałem otwieranie drzwi. Rzucił torbą o ziemię i po chwili zjawił się w pokoju. Miał strasznie pogniecioną koszulkę co było do niego nie podobne i lekko spuchnięte oko.
-Gdzie ześ był? I nie mów ,że u menago, bo wiem że to nie prawda.
-Nie mogę ci powiedzieć.
-Dlaczego?
-Nie chcę cię martwić.
-ADAM! Nawet mnie nie denerwuj!Jestem Twoim cholernym chłopakiem. Bardziej martwię się jeśli nie mówisz mi prawdy. Nie rozumiesz tego?-spojrzałem mu prosto w oczy-Ale dobra. Skoro nie chcesz to nie mów -wyszedłem z pokoju wściekły ,tzraskając drzwiami.
-Ale Tommy! Ja naprawdę nie...
-Nie możesz ,tak? Nic nie jest niemożliwe. Jeśli tylko byś chciał mógłbyś mi to powiedzieć. Przecież wiesz ,że chcę ci tylko pomóc. Ale jak nie to nie . Bez łaski. Idę na noc do Koskinena. Jutro wrócę. Jak się namyślisz może powiesz mi o co chodzi. Cześć.-ponownie trzasnąłem drzwiami, i jak powiedziałęm poszedłem do domu naprzeciwko. Sauli otworzył zaskocozny:
-Co jest? Pokłóciliście się?-kiwnąłem tylko głową i usiadłem na kanapie. Poczułem się okropnie. Nigdy nie przypuszczałem,że Adam będzie chciał cos przede mna ukryć. Nie wiem dlaczego to zrobił. Ale mam nadzieję,że jutro mi wszystko wyjaśni. Nie chcę się z nim kłócić. Poczułem pojedyńczą łzę na moim policzku. Fin delikatnie się przysunął na znak ,że chce mi jakoś pomóc. Nie wiedziałem co mam zrobić ,więc poprostu,najzwyczajniej w świecie go przytuliłem. Poklepał mnie po plecach i powiedział:
-Zobaczysz. Wreszcie wszystko ci powie.
-Tak sądzisz?
-Jasne. Przecież go znam.
W tym samym momencie do pokoju weszła jego kuzynka z pytaniem czy coś się stało. Sauli spławił ją jakimś głupi tekstem i lekko się uśmiechnął.Wypiliśmy po lampce wina i włączyliśmy jakiś bzdurny horror. Oglądaliśmy go sobie aż do znudzenia. I nawet nie wiem kiedy ,zasnęliśmy. Ale jedna myśl całą noc nie dawała mi spokoju. Czego Lambert nie chce mi powiedzieć...
_____________________________________________
Zadzwonili z policji i powiedzieli ,że jestem proszony o złożenie zeznań w sprawie ojca żeby mieli więcej powodów by go zamknąć. Oczywiście się zgodziłem,bo nie miałem nic do stracenia. Wręcz przeciwnie mogłem na tym tylko zyskać. Powiedziałem Adamowi ,że wychodzę i wsiadłem w samochód.W drodze na komisariat zadzwonił do mnie Koskinen z prośbą o odebranie jego 14 letniej kuzynki ze szkoły muzycznej. Lekko się zdziwiłem ,że prosi o to akurat mnie.
-Czemu ja? Ty nie możesz?
-No właśnie w tym problem. Spotkanie mi sie przeciąga ,a tam spoźnień nie tolerują. Wiesz skoła z ostrym regulaminem.
-Jasne,rozumiem.To o której mam po nią być?
-O 18.00. Zawaidomię nauczycielkę,że ty ją odbierasz. A ,i zapomniałbym. Nie zdziw się jeśli oblecą cię dzieciaki. W tej szkole wszyscy Cię znają.
-Dobrze,że uprzedziłeś-burknąłęm.
-Oj,nie złość się. Poradzisz sobie.
-Jak uważasz.To do zobaczenia...
-Pa.
Boże,on zawsze musiał mnie w coś wpakować. Jak nie kuzynka ,to pomoc w przeprowadzce. Ciekawe co jeszcze wymyśli. Starałem się nad tym nie zastanawiać i spokojnie jechałem na policję żeby złożyć zeznania. Szczerze miałem nieodparte wrażenie,że wszystko skończy się dobrze i ,że wreszcie go zamkną. Mam go już dosyć.Nie wiem jak moja matka może mieszkać z takim człowiekiem pod jednym dachem. Poprostu tego nie rozumiem. Nie dość ,że ją biję i opieprza o byle co to jeszcze ani trochę jej nie szanuje. Nie wiem co może skłonić kogokolwiek do mieszkania, a tym bardziej BYCIA z nim. Ktoś kto go znosi musi być chyba oazą spokoju i miłośći. Z jednej strony podziwiam ta kobietę ,że z nim wytrzymuje a z drugiej nienawidzę za to co mi zrobiła. I za to ,że miała czelność przyjść tylko po to żeby stwierdzić,że Adam mnie nie kocha. No ludzie, kto normalny tak robi? Nawet Sauli nie wyleciałby do nikogo z takim tekstem. A zrobił już wiele głupich rzeczy. Ale to nieważne.
Wysiadłem z auta i spokojnie wszedłem do budynku.Oczwyiście przed nim musiało stać kilkunastu paparazzich. A jakżeby inaczej. Musieli to udokumentować. Zapieprzaja z tymi aparatmi gdzie się da. To już serio zaczyna się robić coraz bardziej irytujace. Nie pomyśleli ,że gdyby dali nam więcej prywatności chętniej potem udzielalibyśmy wywiadów i ogólnie gdziekolwiek jeździli? Ja nie wiem.To chyba nigdy do nich nie dotrze. Bezmózgie maszyny do zabierania prywatnośći. Ale teraz nie czas na to. Muszę się skupic i jak najdokładniej wszystko powiedzieć policji. Chcę żeby wreszcie przymknęli mojeko kochanego tatusia...
Gdy wsiadałem do samochodu by jechać po kuzynkę Sauli'ego byłem cholernie zadowolony. Nareszcie go przymkną i nie będzie nikomu truł życia. Pełen przekonań ,że ojciec już nigdy nie wyjdzie z paki jechałem do szkoły muzycznej.Ledwo zdążyłęm podstawić auto na podjazd i wejść do holu ,a już czekała na mnie cała klasa Katy (kuzynki Koskinena). Tylko się usmiechnąłem i podszedłem do nich.
-To co Katy idziemy?-kiedy się odezwałem podniosły się krzyki:
-Tommy!O boże to naprawdę ty!Nie wierzę ,że cię widzę! Daj mi autograf!
I wiele ,wiele innych. Standarad. Dobrze ,że w tej grupie było tylko 12 osób. Jeszcze rzecz jasna musieli mnie namówić żebym coś zagrał i dopeiro wtedy mogłem spokojnie wyjść razem z Katy. Wpatrywała się we mnie jak w obrazek przez całą drogę. Wreszcie nie wytrzymałęm i spytałem:
-Dlaczego mi się tak przyglądasz?
-Bo cię uwielbiam.
Jakże ambitna i prosta odpowiedź. W sumie mogłem sie tego spodziewać. Co więcej może powiedzieć 14 latka gdy widzi cię pierwszy raz. Pewnie na jej miejscu powiedziałbym zupełnie to samo. Odstawiłem ją pod dom Koskinena i ruszyłem do Adama. Otworzyłem drzwi ,a on właśnie wychodził.
-Gdzie ty idziesz?
-Na spotkanie. Z menago. Wiesz nowa płyta i te sprawy.
-Jasne...Kiedy będziesz?
-Nie wiem. Ale przed 24.00 powinienem się wyrboić.
-Taak...Dobra skoro musisz to jedź. Ja poczekam.-pocałowałem go w policzek i poszedłem na górę. Siedziałem i nie miałem pomysłu co ze sobą zrobić. Wziąłem bas i zacząłem coś grać. Niby takie nic ale Adamowi by się spodobało. Dobrze go znam. A tak na marginesie myślę,że wcale nie poszedł spotkać się z menadżerem. Ostatnio miał niezłą kłótnię z Monte i często z nim gadał żeby zakończyć spór. Ale nie będę wnikał. Skoro nie chce mi mówić prawdy to niech nie mówi.
Mijała już 24.00 ,a jego nadal nie było. Nie odbierał. Zero odzewu. Zacząłem się trochę martwić i już chciałem po Niego jechać gdy nagle usłyszałem otwieranie drzwi. Rzucił torbą o ziemię i po chwili zjawił się w pokoju. Miał strasznie pogniecioną koszulkę co było do niego nie podobne i lekko spuchnięte oko.
-Gdzie ześ był? I nie mów ,że u menago, bo wiem że to nie prawda.
-Nie mogę ci powiedzieć.
-Dlaczego?
-Nie chcę cię martwić.
-ADAM! Nawet mnie nie denerwuj!Jestem Twoim cholernym chłopakiem. Bardziej martwię się jeśli nie mówisz mi prawdy. Nie rozumiesz tego?-spojrzałem mu prosto w oczy-Ale dobra. Skoro nie chcesz to nie mów -wyszedłem z pokoju wściekły ,tzraskając drzwiami.
-Ale Tommy! Ja naprawdę nie...
-Nie możesz ,tak? Nic nie jest niemożliwe. Jeśli tylko byś chciał mógłbyś mi to powiedzieć. Przecież wiesz ,że chcę ci tylko pomóc. Ale jak nie to nie . Bez łaski. Idę na noc do Koskinena. Jutro wrócę. Jak się namyślisz może powiesz mi o co chodzi. Cześć.-ponownie trzasnąłem drzwiami, i jak powiedziałęm poszedłem do domu naprzeciwko. Sauli otworzył zaskocozny:
-Co jest? Pokłóciliście się?-kiwnąłem tylko głową i usiadłem na kanapie. Poczułem się okropnie. Nigdy nie przypuszczałem,że Adam będzie chciał cos przede mna ukryć. Nie wiem dlaczego to zrobił. Ale mam nadzieję,że jutro mi wszystko wyjaśni. Nie chcę się z nim kłócić. Poczułem pojedyńczą łzę na moim policzku. Fin delikatnie się przysunął na znak ,że chce mi jakoś pomóc. Nie wiedziałem co mam zrobić ,więc poprostu,najzwyczajniej w świecie go przytuliłem. Poklepał mnie po plecach i powiedział:
-Zobaczysz. Wreszcie wszystko ci powie.
-Tak sądzisz?
-Jasne. Przecież go znam.
W tym samym momencie do pokoju weszła jego kuzynka z pytaniem czy coś się stało. Sauli spławił ją jakimś głupi tekstem i lekko się uśmiechnął.Wypiliśmy po lampce wina i włączyliśmy jakiś bzdurny horror. Oglądaliśmy go sobie aż do znudzenia. I nawet nie wiem kiedy ,zasnęliśmy. Ale jedna myśl całą noc nie dawała mi spokoju. Czego Lambert nie chce mi powiedzieć...
środa, 13 marca 2013
Love is love[Adommy] part 5
Piękne ,słoneczne popołudnie. Siedzieliśmy sobie i oglądaliśmy jakieś bzdety w telewizji. Szczerze mówiąc nawet nie zwracałem uwagi na to co tam było. Adam cały czas bawił się moją grzywką,i w sumie też nie przygladał się telewizorowi ze specjalnym zainteresowaniem. Podniosłem głowę ,żeby spojrzec prosto w jego niebieskie tęczówki. Przyglądaliśmy się sobie uważnie przez chwilę,już miałem się podnieść żeby go pocałować ale nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Cholera,kogo tu niesie...-zdenerwowany wstałem i podszedłeł żeby sprawdzić.Pociągnąłem za kalmkę ,a zza drzwi wyszła MOJA MATKA. Nie myślałem,że na serio tu przyjdzie. Ale cóż. Co się stało to się nie odstanie. Zamknąłem za nią,stanąłem z założonymi rękami i wybąkałem:
-No słucham...Po co przyszłaś?
-Chciałam Cię przkonać...
-Do czego znowu?-byłem coraz bardziej zły ,bo zaczynałem się domyślać o co jej chodzi.
-Że Adam Cię nie kocha...
-KURWA! Wiedziałem! Wiedziałem doskonale,że o to ci chodzi! Jeśli masz zamair tylko to mi powiedzieć możesz już wyjść.
-Ale zrozum,on to robi dla sławy...
-Jakiej do jasnej cholery słąwy? Myślisz,że jest taki pusty? Nie wypowiadaj się na temeat osób ,którcyh nie znasz. Z resztą,po co to mówisz? I tak Cię nie obchodzę,i od kiedy zostawiłęm Cię z ojcem mam wrażenie ,że nawet ani trochę mnie już nie kochasz.-nie odezwała się ani słowem-O czyli nawet nie zparzeczysz. No bradzo ładnie. Myślałem,ze im starszy człowiek tym powinien byc madrzejszy ale się pomyliłem...A teraz ,ładnie Cię proszę wyjdź-wyprowadziłem ją przed dom-O widzę tatus przyszeł z Tobą.Powiedziałaś mu ,że mam chłopaka? Czy się bałaś?-zaśmiałem się.
-Powiedziałam tylko,że kogoś masz...
-HAHAHAH,i on pewnie myśli ,ze to dziewczyna i chce ja poznać. No to będziesz miała problem. Bo znając ojca zwali winę na Ciebię. Ale co ja tam się będę przejmował.
-Te,RATLIFF!-krzyknął ojciec-Pokaż no ,tą swoją drugą połówkę.
Z usmiechem na ustach poszedłem po Adama,bo dobrze wiedziałęm że matce się za to oberwie. Nie powienienem się z tego cieszyć,ale co poradzę. Matka zrobiła mi już tyle złego ,że nie potarfię być dla niej miły. Gdy wyszedłem trzymając Lamberta za rękę ojciec zrobił wielkie oczy i wyciągnął mnie prze dbramkę. Zaczął mnie popychać,szarpać i się na mnie drzeć. Wyzywał mnie od pedałów,darł się na matkę jak to mnie źle wychowała.Spodziewałem się tego po nim. wbrew pozorom był bardzo przewidywalny.
-Uważaj jeszcze wepchniesz go pod samochód!-krzyknęła do ojca.
-A moze chce go wepchnąć? Przynajmniej było by o jedengo pedała mniej!-krzyknął i wypchnął mnie na jezdnię prosto pod przejżdżający samochód. Było słychać tylko huk i tzrask łamanych kości. Przelciałem nad samochodem i z łoskotem uderzyłęm o ziemię. Potem usłyszałem krzyk Adama i Sauli'ego ,który wybiegł z domu. Potem nie widziqałęm już nic. Jakby wszystko umarłą,łacznie ze mną.
Czułęm ,że leżę na szpitalnym łózku. Było jak zwykle cholernie niewygodne. Słyszałem wszystko co działo się dookoła,ale nic nie wiedziałem ani nie mogłem się rzuszyć. Udało mi się wyłapać rzmowę lekarzy ,mówili że jestem w śpiączce i nie prędko się wybudzę o ile w ogóle się obudzę. Gdy Lambert to usłyszam od razy głos mu się załamał. Lekarze wyszli i zostawili go ze mną. Poczułem jak łapie moją dłoń.
-Tommy,ja wiem że mnie słyszysz. I chcę żebys wiedział,że będę czekał. Nawet jeśli będziesz leżał tu kilka lat. Będę przychodził codziennie. Kcoham Cię i nie wiem jak sobie bez Ciebie poradzę. Nie mam pojęcia skąd w Twoim ojcu tyle nienawiści. Ale postaram się,żeby nigdy już nikt nic Ci nie zrobił. Mój kochany,pretty kitty. Obiecyję,będę czekał... - z moich oczu połynęło kilka pojedyńczych łez.Lambert wzmocnił uśicsk i siedział przy mnie chyba jeszcze ze dwie godziny. W bezruchu i w milczeniu. Wychodząc powiedział:
-Co cię nie zabije to Cię wzmocni,trzymaj się.
Taa,chyba raczej rozpierdoli od środka-pomyslałem i na tyle na ile się dało starałem się korzystać z cizszy...
Nie wiem ile czasu minęło. Kilka tygodni czy mięsiecy. Nie mam pojęcia. Udało mi się wreszcie poruszyc i otworzyć oczy. Wszyscy lekarze się zbeigli i zaczęli krzyczeć,że to jakiś cud. Nie wiedziałęm o co im chodziło i woalałem nie wiedziec. Poprosiłem ich tylko żeby nic nie mówili Adamowi jeśli mnie wypiszą ,bo chcę mu zrobić niespodziankę. Wiem,że cierpiał z pwodu barku mojej obecności w domu ale co ja mogłem na to poradzić.
wreszcie wyszełdem ze szpitala. Oczywiście pod budynkiem musiało byc setki paparazzich. Ja na serio nie rozumiem po co oni się tak wszędzie wpieprzają z tymi aparatmi...Nie mają własnego zycia.
Wsiadłem do pierwszej lepszej taksówki i podjechałem po dom. Spojrzałem najpierw w kierunku domu Koskinen'a ,który siedział na ławce. Usmiechnął się do mnie szeroko ,a ja mu pomachałem po czym wszedłęm do mieszkania. Cicho postawiłem torby,zdjąłem buty i na palcech wszedłem po shchodach do pokoju. Adam siedział przy biurku i pisał jakąś piosenkę. Zaczął ją nucić...
"Everywhere we go
We're lookin’ for the sun
Nowhere to grow old
We're always on the run
They say we’ll rot in hell
Well, I don’t think we will
They’ve branded us enough
Outlaws of love"...
Nagle jego ramiona lekko zadrżały,położył głowę na biurku i dało się słyszeć cichy płacz. Niezauważenie podszełem do niego i złapałem go za rękę. Podniósł się ,spojrzał na mnie załazawionymi oczmi i uśmiechnął się prze łzy. Wsatł i przytulił mnie jak najmocniej potrafił:
-Nareszcie wróciłeś...-wyszeptał-Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłem.
-Uwierz mi ,wiem.
-A i Tommy,co do Twojego ojca. Policja go zagrnęła zaraz po tym jak wrzucił cię pod samcohód...-widziałem,ze cięzko przechodziło mu to przez usta.
-I bardzo dobzre. A ty się juz tak nie martw. Wróciłem przecież,wszystko jes okej.
-Ale obiecja mi,ze nic więcej ci się nie stanie-spojrzał mi głęboko w oczy.
-Obiecuję,że zrobię co w moejej mocy. Nie mogę pozwolic Ci znowu przechodzic przez coś rakiego. Kocham Cię-pocałowałem go.
W tym momencie zadzwonił telefon,to co usłyszałem po drugeij stronie wcale mnie nie zdziwiło....
_________________________________________
Odrazu przepraszam,że tak długo nic nie było. Wiecie szkoła i te sprawy. I przepraszam też ,że taki krótki rozdział ale na nic dłuższego nie miałam czasu a chciałam dla was wreszcie cos napisać <3. Myślę,że w piatek lub sobotę bedzie następny rozdział już dłuższy :)
-Cholera,kogo tu niesie...-zdenerwowany wstałem i podszedłeł żeby sprawdzić.Pociągnąłem za kalmkę ,a zza drzwi wyszła MOJA MATKA. Nie myślałem,że na serio tu przyjdzie. Ale cóż. Co się stało to się nie odstanie. Zamknąłem za nią,stanąłem z założonymi rękami i wybąkałem:
-No słucham...Po co przyszłaś?
-Chciałam Cię przkonać...
-Do czego znowu?-byłem coraz bardziej zły ,bo zaczynałem się domyślać o co jej chodzi.
-Że Adam Cię nie kocha...
-KURWA! Wiedziałem! Wiedziałem doskonale,że o to ci chodzi! Jeśli masz zamair tylko to mi powiedzieć możesz już wyjść.
-Ale zrozum,on to robi dla sławy...
-Jakiej do jasnej cholery słąwy? Myślisz,że jest taki pusty? Nie wypowiadaj się na temeat osób ,którcyh nie znasz. Z resztą,po co to mówisz? I tak Cię nie obchodzę,i od kiedy zostawiłęm Cię z ojcem mam wrażenie ,że nawet ani trochę mnie już nie kochasz.-nie odezwała się ani słowem-O czyli nawet nie zparzeczysz. No bradzo ładnie. Myślałem,ze im starszy człowiek tym powinien byc madrzejszy ale się pomyliłem...A teraz ,ładnie Cię proszę wyjdź-wyprowadziłem ją przed dom-O widzę tatus przyszeł z Tobą.Powiedziałaś mu ,że mam chłopaka? Czy się bałaś?-zaśmiałem się.
-Powiedziałam tylko,że kogoś masz...
-HAHAHAH,i on pewnie myśli ,ze to dziewczyna i chce ja poznać. No to będziesz miała problem. Bo znając ojca zwali winę na Ciebię. Ale co ja tam się będę przejmował.
-Te,RATLIFF!-krzyknął ojciec-Pokaż no ,tą swoją drugą połówkę.
Z usmiechem na ustach poszedłem po Adama,bo dobrze wiedziałęm że matce się za to oberwie. Nie powienienem się z tego cieszyć,ale co poradzę. Matka zrobiła mi już tyle złego ,że nie potarfię być dla niej miły. Gdy wyszedłem trzymając Lamberta za rękę ojciec zrobił wielkie oczy i wyciągnął mnie prze dbramkę. Zaczął mnie popychać,szarpać i się na mnie drzeć. Wyzywał mnie od pedałów,darł się na matkę jak to mnie źle wychowała.Spodziewałem się tego po nim. wbrew pozorom był bardzo przewidywalny.
-Uważaj jeszcze wepchniesz go pod samochód!-krzyknęła do ojca.
-A moze chce go wepchnąć? Przynajmniej było by o jedengo pedała mniej!-krzyknął i wypchnął mnie na jezdnię prosto pod przejżdżający samochód. Było słychać tylko huk i tzrask łamanych kości. Przelciałem nad samochodem i z łoskotem uderzyłęm o ziemię. Potem usłyszałem krzyk Adama i Sauli'ego ,który wybiegł z domu. Potem nie widziqałęm już nic. Jakby wszystko umarłą,łacznie ze mną.
Czułęm ,że leżę na szpitalnym łózku. Było jak zwykle cholernie niewygodne. Słyszałem wszystko co działo się dookoła,ale nic nie wiedziałem ani nie mogłem się rzuszyć. Udało mi się wyłapać rzmowę lekarzy ,mówili że jestem w śpiączce i nie prędko się wybudzę o ile w ogóle się obudzę. Gdy Lambert to usłyszam od razy głos mu się załamał. Lekarze wyszli i zostawili go ze mną. Poczułem jak łapie moją dłoń.
-Tommy,ja wiem że mnie słyszysz. I chcę żebys wiedział,że będę czekał. Nawet jeśli będziesz leżał tu kilka lat. Będę przychodził codziennie. Kcoham Cię i nie wiem jak sobie bez Ciebie poradzę. Nie mam pojęcia skąd w Twoim ojcu tyle nienawiści. Ale postaram się,żeby nigdy już nikt nic Ci nie zrobił. Mój kochany,pretty kitty. Obiecyję,będę czekał... - z moich oczu połynęło kilka pojedyńczych łez.Lambert wzmocnił uśicsk i siedział przy mnie chyba jeszcze ze dwie godziny. W bezruchu i w milczeniu. Wychodząc powiedział:
-Co cię nie zabije to Cię wzmocni,trzymaj się.
Taa,chyba raczej rozpierdoli od środka-pomyslałem i na tyle na ile się dało starałem się korzystać z cizszy...
Nie wiem ile czasu minęło. Kilka tygodni czy mięsiecy. Nie mam pojęcia. Udało mi się wreszcie poruszyc i otworzyć oczy. Wszyscy lekarze się zbeigli i zaczęli krzyczeć,że to jakiś cud. Nie wiedziałęm o co im chodziło i woalałem nie wiedziec. Poprosiłem ich tylko żeby nic nie mówili Adamowi jeśli mnie wypiszą ,bo chcę mu zrobić niespodziankę. Wiem,że cierpiał z pwodu barku mojej obecności w domu ale co ja mogłem na to poradzić.
wreszcie wyszełdem ze szpitala. Oczywiście pod budynkiem musiało byc setki paparazzich. Ja na serio nie rozumiem po co oni się tak wszędzie wpieprzają z tymi aparatmi...Nie mają własnego zycia.
Wsiadłem do pierwszej lepszej taksówki i podjechałem po dom. Spojrzałem najpierw w kierunku domu Koskinen'a ,który siedział na ławce. Usmiechnął się do mnie szeroko ,a ja mu pomachałem po czym wszedłęm do mieszkania. Cicho postawiłem torby,zdjąłem buty i na palcech wszedłem po shchodach do pokoju. Adam siedział przy biurku i pisał jakąś piosenkę. Zaczął ją nucić...
"Everywhere we go
We're lookin’ for the sun
Nowhere to grow old
We're always on the run
They say we’ll rot in hell
Well, I don’t think we will
They’ve branded us enough
Outlaws of love"...
Nagle jego ramiona lekko zadrżały,położył głowę na biurku i dało się słyszeć cichy płacz. Niezauważenie podszełem do niego i złapałem go za rękę. Podniósł się ,spojrzał na mnie załazawionymi oczmi i uśmiechnął się prze łzy. Wsatł i przytulił mnie jak najmocniej potrafił:
-Nareszcie wróciłeś...-wyszeptał-Nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłem.
-Uwierz mi ,wiem.
-A i Tommy,co do Twojego ojca. Policja go zagrnęła zaraz po tym jak wrzucił cię pod samcohód...-widziałem,ze cięzko przechodziło mu to przez usta.
-I bardzo dobzre. A ty się juz tak nie martw. Wróciłem przecież,wszystko jes okej.
-Ale obiecja mi,ze nic więcej ci się nie stanie-spojrzał mi głęboko w oczy.
-Obiecuję,że zrobię co w moejej mocy. Nie mogę pozwolic Ci znowu przechodzic przez coś rakiego. Kocham Cię-pocałowałem go.
W tym momencie zadzwonił telefon,to co usłyszałem po drugeij stronie wcale mnie nie zdziwiło....
_________________________________________
Odrazu przepraszam,że tak długo nic nie było. Wiecie szkoła i te sprawy. I przepraszam też ,że taki krótki rozdział ale na nic dłuższego nie miałam czasu a chciałam dla was wreszcie cos napisać <3. Myślę,że w piatek lub sobotę bedzie następny rozdział już dłuższy :)
poniedziałek, 11 marca 2013
ADOMMY.
Takie małe sprostowanie co do Adommy. W pierwszym rozdziale napisałam,że matka Tommy'ego zmarała. Bo rzeczywiście tak było. Ale za to w 3 jechał do szpitala (ZNOWU DO MATKI). Chodzi o to ,że ta kobieta która zmarła była jego biologiczną matką ,a ta druga do której jechał przybraną(druga żona jego ojca). To tak dla sprostowania. I z góry przepraszam za długą przerwę.Nie mam ostatnio czasu. GŁUPIA SZKOŁA. Wpsi będzie już w tym tygodniu.
sobota, 9 lutego 2013
Love is love[Adommy] Part 4
-Boże człowieku ,czego ty chcesz o tej porze?-spytałem oschle.
-Musze z Tobą porozmawiać-skwitował.
-Ale o tej porze?Jest KURWA 3 nad ranem!To na serio aż TAKIE ważne?
-Tak.Wyjdź przed dom.
-Taa,i co jeszcze?Dobra,zaraz będę.
Ja nie wiem co on sobie nagle ubzdurał.Nigdy ze mną nie rozmawiał.Ani razu,a teraz nagle ni z tego ni z owego o 3 rano mam wyjść przed dom,bo on czegoś chce. No co za człowiek.Na serio. Szybkim,zamaszystym ruchem wciagnąłem spodnie i zbiegłem po shcodach. Założyłem pierwsze lepsze buty(co prawda Adama nie moje,bo moje walały się gdzieś na górze ,a nie chciało mi się ich szukać) i po chwili stałem sam na sam z Koskinenem.wpatrywał się we mnie jak w jakieś bóstwo czy coś w tym stylu.Nie wiedziałem o co mu chodzi więc stałem i czekałaem aż 'geniusz' się odezwie.
-Jezu,KOSKINEN. Odezwiesz się wreszcie czy nadal będziesz się gapił?
-Oh,przepraszam.Poprostu jesteś...
-Dobra nie mów,już ze sto razy słyszałem to dziś od Adama.DO RZECZY.
-Słuchaj,ja nigdy nie powiedziałbym ci tego co zaraz usłyszysz gdyby nie to ,że mam teraz pewność że mnie nie wyśmiejesz.Bo wiesz Tommy...
-BŁAGAM. Nie mów ,że się we mnie zakochałeś...-rzuciłem błagalne spojrzenie.On był jak najbardziej poważny-Mam rozumieć,że właśnie to chciałeś powiedzieć?-Sauli tylko kiwnął głową.
-Tylko nie mów Adamowi ,ze ci powiedziałem.Będzie wściekły.
-Dobra,po co niby miałbym mu to mówic?Ale teraz wyjaśnij mi wszystko.Od kiedy,czy on wie.
-Trduno określic od kiedy ,ale mniej więcej od 6 koncertu z Glam Nation.Podobałeś mi się juz wczesniej.Kiedy tylko zacząłeś grać z Adamem.A ,że Adam powiedział mi wtedy ,ze mnie kocha postanowiłem z nim być i wykorzystać okazję zeby się do Ciebie zbliżyć.Ale ty niespecjalnie mnie lubiłeś więc po jakims czasie powiedziałem o tym Lambertowi. Ale co mnie zdziwiło najbardziej wcale się tym nie przejął.Stwierdził,że mnie rozumie bo sam też się w Tobie zakochał i mniej więcej tak to było. W dużym skrócie oczywiście.
-I tylke mi wystarczy.W zupełności.A i przyjdź jutro po rzeczy.
-Jasne.I Tommy?
-Hmm?
-Możesz...Mnie przytulić?-spojrzałem na niego.Stwierdziłem ,że tyle mogę zrobić.
Przez całą noc zastanawiałem się po co mi to powiedział.To i tak nieiwele zmieni.W sumie nigdy specjalnie go nie lubiłem ,bo zazwyczaj nie odpowiadał gdy do niego mówiłem co nie było dziwne ,bo gdy już się odzywałem to raczej nie należało to do miłych kwestii.I wcale bym się nie zdziwił gdyby jutro wyleciał z teksetm,że kupił ten pusty dom na przeciwko. Co rzecz jasna zdenerwowałoby Adama i to nieźle.I znając słabość Koskinena sam przyzna się Lambertowi ,że mi się wygadał.Czasem naprawdę nie rzoumiałem jego toku myślenia.Najpeirw udaje ,że mnie nie cierpi,potem wydzwania do człowieka o 3 w nocy tylko po to żeby powiedzieć ,że Cię kocha. No serio kto tak robi?Chyba jego rodzina ma to we krwi ,bo z tego co wiem podobnie było w przypadku jego rodziców.Cóż nigdy go nie zrozumiem i nawet nie będę próbował ,bo stracę tylko czas.Jeszcze jedna rzecz.Nie mam pojęcia dlaczego ale bałem się jak Adam zareaguje gdy Sauli mu się przyna.Znając Lamberta zaraz będzie wyszukiwał jakichś problemów.Zapewne stwierdzi ,ze Sauli jes przsytsojniejszy od niego,że bardziej umięśniony i te sprawy i bedzie się tłumaczył,że wydarł się na niego tylko dlatego ,że bał się mnie stracić. Cały Adam.Ale cóż ,takiego go kocham i takiego go mam.Uśmiechnąłęm się do siebie i wreszcie zasnąłęm.
Otworzyłem oczy i spojrzałem na zegarek stojacy na przeciwko.dochodziła 11:00. Adama nie bylo obok,a na dworzu dało się słyszeć krzyki.Zapewne Lambert i Koskinen.Powoli wstałem jak gdyby nic się nie działo.Ubrałem się ,ogólnie doprowadziłem do porządku i powolutku ruszyłem schodami w dół.Gdy juz stałem w korytarzu przez otwarte drzwi spostrzegłem (tak jak przypuszczałem) Adama i Sauliego.
-Co ty sobie wyobrażasz?Że co?Że przeprowadzisz się tu,powiesz mu o wszystkim i będzie super?O nie.Napewno nie.Tylko spróbujesz mi go odebrać a zobaczysz ,że...
-ADAM!-obaj spojrzeli w moim kierunku-Uspokój się!-podbiegłem do niego i złapałem jego twarz w dłonie-Przecież nic się nie stało.Spokojnie.
-Ale po cholere on się tu przeprowadził?I czemu ci powiedział że...
-A ,więc o to chodzi.Tu cię mam-pocałowałem go-Powiedział mi i co z tego?To Ciebie kocham i dobrze o tym wiesz.Nie musisz być zazdrosny.
-Nie jestem...
-Nieee,wcale-zaśmiałem się-Idź do domu.
-Ale...
-Idź!-poszedł posłusznie ,a ja zbliżyłem się do Koskinena i szepnąłem-Przepraszam za niego.-i też wszedłem do domu.Zająłem miejsce obok Adama i przytuliłem go:
-Co ty odwalasz?Dałbyś mu spokój.Przecież nie możecie się wiecznie kłócić.
-Zdziwiłbyś się.
-Okej...Ja teraz jadę do siebie po rzeczy-mówiłem wstając-Jak wrócę chce wiedzieć ,ze się pogodziliście.Jak nie to jadę z powrotem.I żadnych ale-dodałem na odchodnym i wsiadłem w samochód.Liczyłem,że weźmie to na poważnie ,bo nie chciałem wysłuchiwać ich ciągłych kłótni.I pytań po którego jestem stronie.To jest na serio męczące,wiem bo już kiedys doświadczyłem czegoś podobnego i wcale nie mam zamiaru tego powtarzać.wszedłem sobie spokojnie do mieszkania,otworzyłem szafe i wysypało się z niej pełno niepoukładanych ubrań.Gdyby Adam to zobaczył najpierw zacząłby się śmiać ,a potem wyzwałby mnie od leniwych jak zazwyczaj.Ale co poradzisz,taki jestem.Wrzuciłem ciuchy byle jak do walizki,potem zabrałem rzeczy z łazienki i zapakowałem wszytkie walizki do bagażnika.Zajęło mi to trochę czasu,bo trzeba jeszcze było zabezpieczyć gitary.Usiadłem wygodnie za kółkiem i ruszyłem w drogę powrotną.
Gdy wjechałem na podjazd czekała mnie miła niespodzianka.Adam NORMALNIE i BEZ KRZYKÓW gadał z Saulim.Uchyliłem okno i ostatnie zdanie wypowiedziane przez nich obu brzmiało:"Zgoda". Po czym się przytulili i Koskinen wrócił do siebie po drodze mi machając.Wysiadłem z auta i objąłem stojącego już obok Lamberta:
-Wiedziałem,że potrafisz-szepnąłem.
-Dla Ciebie zawsze...A i jutro przyjdzie Twoja matka.Dzwoniła zaraz po tym jak wyszedłeś.
-Moja matka?A czego ona niby może chcieć?Pff.A z resztą nieważne.Chodź pomożesz mi z rzeczami.Tylko pamiętaj.NIE TYKAJ mojego ukochanego basu-Adam tylko się zaśmiał i ruszył do bagażnika.
Po krótkim czasie wszystko było wniesione na góre i pukładane w szafkach.Mówiąc poukładana mam na myśli,ze mój kochany i walnięty na punkcie czystości chłopak poskładał wszystko i idealnie równo umieścił w szafie.Ja nie wiem jak on to robi.Ja nie miałbym cierpliwości do takich rzeczy.Albo poprostu nie chciałoby mi się męczyć.Ale to nie ważne.Rozłożyliśmy się na łóżku i nagle Adam spytał:
-Ej Tommy?
-No co?
-Może zrobimy live dla fanów?
-Teraz?Co cię naszło?Dobra jak chcesz.
Lambert poszedł po laptopa i odpalił twitter'a.Napisał post o czacie ,a po kilku minutach było na nim dobrze 1000 osób.Byłem pod wrażeniem,ze Glamberts nawet o tej porze są aktwyni. I rzecz jasna mają dla nas czas.Siedzieliśmy sobie spokojnie,odpowiadaliśmy na pytania gdy nagle zaczęły się sypać teksty,jeden za drugim:POCAŁUJCIĘ SIĘ,POCAŁUJCIE SIĘ,POCAŁUJCIE SIĘ.Adam zaczął się smiać ale oni nadal nie przestawali.To,że całowaliśmy się na scenie nie znaczy chyba ,że będziemy się całować za każdym razem gdy nas o to poproszą nie?Tak przynajmniej sądziłem.Ale najwyraźniej nie mieli zamairu dać nam spokoju.Spojrzałem na Lamberta ,on na mnie i skinąłem głową.Pocałowaliśmy się szybko i nagle prośby ucichły.Zaczęła się znowu najnormalniejsza w świecie rozmowa.Ale oczywiście napisaliśmy im,że nie będziemy się całować na każde ich zawołanie ,i że to był wyjątek.Lambert oczywiście musiał też wypalić,że zaczyna pisać piosenki na nową płytę i znowu zaczął się SPAM: Tommy zagraj,Adam zaśpiewaj.Szturchnąłęm go i powiedziałem cicho:
-Musiałeś z tym wypalić?Serio?
-Oj no co.Nie mozesz zagrać?
-Mogę,jeśli masz nuty.
-No raczej ,że mam.-rzucił na łóżko jakiś zeszyt.Były tam teksty piosenek razem z nutami i akordami.Wziąłęm gitarę stojącą koło łóżka i zacząłem.Fani najwyraźniej słuchali uważnie ,bo wszelkie pytania ustały i nic nowego nie pojawiało się na czacie.Gdy Adam skończył śpiewać popisaliśmy jeszcze z pół godziny i oznajmiliśmy,że miło było ale już musimy kończyć.Oczywiście nie chieli nas puścić ale co oni mogli.NIC :D No,także ten.Odłożyliśmy laptopa na szafkę i ułożyliśmy się wygodnie.
-Adam,kiedy pisałeś tą piosenkę?(chodzi tu o BTIKM)
-A czy to ważne?Ważne,że o Tobie...-odwrócił się. Najwyraźniej bał się mojej reakcji.Więc żeby go upewnić,że zareagowałem jak najbardziej pozytywnie objąłem go i pocałowałem.
-Wiesz...Bardzo mi się podoba-szepnąłem.
-Naprawdę?
-Mhmm.-mruknąłem-I mam prośbę.Pomożesz mi jutro nie wybuchnąć złością gdy przyjdzie moja matka?
-No raczej.Nie chce żebyś miał na koncie morderstwo-obaj zaczęliśmy się śmiać.Boże.Kochałem go.Serio.Nigdy nie zależało mi na nikim tak bardzo jak teraz na Adamie.I gdy tylko pomyślę ,że ktoś mógłby mu coś zrobić mam ochotę temu komuś urwać łep.Może to niezbyt subtelne ale zawsze coś.No bo czego nie robi się dla miłości swojego życia?A co do jutrzejszego dnia.Nie wiem jak wytrzymam z moją matką choć minutę w jednym pomieszczeniu....
____________________________________
Sorki,za tak długą przerwę ale nie miałam czasu :C Liczę na jakikolwiek koemntarz od was pod wpisem.Bo mam wątpliwości czy ktokolwiek to czyta....
-Musze z Tobą porozmawiać-skwitował.
-Ale o tej porze?Jest KURWA 3 nad ranem!To na serio aż TAKIE ważne?
-Tak.Wyjdź przed dom.
-Taa,i co jeszcze?Dobra,zaraz będę.
Ja nie wiem co on sobie nagle ubzdurał.Nigdy ze mną nie rozmawiał.Ani razu,a teraz nagle ni z tego ni z owego o 3 rano mam wyjść przed dom,bo on czegoś chce. No co za człowiek.Na serio. Szybkim,zamaszystym ruchem wciagnąłem spodnie i zbiegłem po shcodach. Założyłem pierwsze lepsze buty(co prawda Adama nie moje,bo moje walały się gdzieś na górze ,a nie chciało mi się ich szukać) i po chwili stałem sam na sam z Koskinenem.wpatrywał się we mnie jak w jakieś bóstwo czy coś w tym stylu.Nie wiedziałem o co mu chodzi więc stałem i czekałaem aż 'geniusz' się odezwie.
-Jezu,KOSKINEN. Odezwiesz się wreszcie czy nadal będziesz się gapił?
-Oh,przepraszam.Poprostu jesteś...
-Dobra nie mów,już ze sto razy słyszałem to dziś od Adama.DO RZECZY.
-Słuchaj,ja nigdy nie powiedziałbym ci tego co zaraz usłyszysz gdyby nie to ,że mam teraz pewność że mnie nie wyśmiejesz.Bo wiesz Tommy...
-BŁAGAM. Nie mów ,że się we mnie zakochałeś...-rzuciłem błagalne spojrzenie.On był jak najbardziej poważny-Mam rozumieć,że właśnie to chciałeś powiedzieć?-Sauli tylko kiwnął głową.
-Tylko nie mów Adamowi ,ze ci powiedziałem.Będzie wściekły.
-Dobra,po co niby miałbym mu to mówic?Ale teraz wyjaśnij mi wszystko.Od kiedy,czy on wie.
-Trduno określic od kiedy ,ale mniej więcej od 6 koncertu z Glam Nation.Podobałeś mi się juz wczesniej.Kiedy tylko zacząłeś grać z Adamem.A ,że Adam powiedział mi wtedy ,ze mnie kocha postanowiłem z nim być i wykorzystać okazję zeby się do Ciebie zbliżyć.Ale ty niespecjalnie mnie lubiłeś więc po jakims czasie powiedziałem o tym Lambertowi. Ale co mnie zdziwiło najbardziej wcale się tym nie przejął.Stwierdził,że mnie rozumie bo sam też się w Tobie zakochał i mniej więcej tak to było. W dużym skrócie oczywiście.
-I tylke mi wystarczy.W zupełności.A i przyjdź jutro po rzeczy.
-Jasne.I Tommy?
-Hmm?
-Możesz...Mnie przytulić?-spojrzałem na niego.Stwierdziłem ,że tyle mogę zrobić.
Przez całą noc zastanawiałem się po co mi to powiedział.To i tak nieiwele zmieni.W sumie nigdy specjalnie go nie lubiłem ,bo zazwyczaj nie odpowiadał gdy do niego mówiłem co nie było dziwne ,bo gdy już się odzywałem to raczej nie należało to do miłych kwestii.I wcale bym się nie zdziwił gdyby jutro wyleciał z teksetm,że kupił ten pusty dom na przeciwko. Co rzecz jasna zdenerwowałoby Adama i to nieźle.I znając słabość Koskinena sam przyzna się Lambertowi ,że mi się wygadał.Czasem naprawdę nie rzoumiałem jego toku myślenia.Najpeirw udaje ,że mnie nie cierpi,potem wydzwania do człowieka o 3 w nocy tylko po to żeby powiedzieć ,że Cię kocha. No serio kto tak robi?Chyba jego rodzina ma to we krwi ,bo z tego co wiem podobnie było w przypadku jego rodziców.Cóż nigdy go nie zrozumiem i nawet nie będę próbował ,bo stracę tylko czas.Jeszcze jedna rzecz.Nie mam pojęcia dlaczego ale bałem się jak Adam zareaguje gdy Sauli mu się przyna.Znając Lamberta zaraz będzie wyszukiwał jakichś problemów.Zapewne stwierdzi ,ze Sauli jes przsytsojniejszy od niego,że bardziej umięśniony i te sprawy i bedzie się tłumaczył,że wydarł się na niego tylko dlatego ,że bał się mnie stracić. Cały Adam.Ale cóż ,takiego go kocham i takiego go mam.Uśmiechnąłęm się do siebie i wreszcie zasnąłęm.
Otworzyłem oczy i spojrzałem na zegarek stojacy na przeciwko.dochodziła 11:00. Adama nie bylo obok,a na dworzu dało się słyszeć krzyki.Zapewne Lambert i Koskinen.Powoli wstałem jak gdyby nic się nie działo.Ubrałem się ,ogólnie doprowadziłem do porządku i powolutku ruszyłem schodami w dół.Gdy juz stałem w korytarzu przez otwarte drzwi spostrzegłem (tak jak przypuszczałem) Adama i Sauliego.
-Co ty sobie wyobrażasz?Że co?Że przeprowadzisz się tu,powiesz mu o wszystkim i będzie super?O nie.Napewno nie.Tylko spróbujesz mi go odebrać a zobaczysz ,że...
-ADAM!-obaj spojrzeli w moim kierunku-Uspokój się!-podbiegłem do niego i złapałem jego twarz w dłonie-Przecież nic się nie stało.Spokojnie.
-Ale po cholere on się tu przeprowadził?I czemu ci powiedział że...
-A ,więc o to chodzi.Tu cię mam-pocałowałem go-Powiedział mi i co z tego?To Ciebie kocham i dobrze o tym wiesz.Nie musisz być zazdrosny.
-Nie jestem...
-Nieee,wcale-zaśmiałem się-Idź do domu.
-Ale...
-Idź!-poszedł posłusznie ,a ja zbliżyłem się do Koskinena i szepnąłem-Przepraszam za niego.-i też wszedłem do domu.Zająłem miejsce obok Adama i przytuliłem go:
-Co ty odwalasz?Dałbyś mu spokój.Przecież nie możecie się wiecznie kłócić.
-Zdziwiłbyś się.
-Okej...Ja teraz jadę do siebie po rzeczy-mówiłem wstając-Jak wrócę chce wiedzieć ,ze się pogodziliście.Jak nie to jadę z powrotem.I żadnych ale-dodałem na odchodnym i wsiadłem w samochód.Liczyłem,że weźmie to na poważnie ,bo nie chciałem wysłuchiwać ich ciągłych kłótni.I pytań po którego jestem stronie.To jest na serio męczące,wiem bo już kiedys doświadczyłem czegoś podobnego i wcale nie mam zamiaru tego powtarzać.wszedłem sobie spokojnie do mieszkania,otworzyłem szafe i wysypało się z niej pełno niepoukładanych ubrań.Gdyby Adam to zobaczył najpierw zacząłby się śmiać ,a potem wyzwałby mnie od leniwych jak zazwyczaj.Ale co poradzisz,taki jestem.Wrzuciłem ciuchy byle jak do walizki,potem zabrałem rzeczy z łazienki i zapakowałem wszytkie walizki do bagażnika.Zajęło mi to trochę czasu,bo trzeba jeszcze było zabezpieczyć gitary.Usiadłem wygodnie za kółkiem i ruszyłem w drogę powrotną.
Gdy wjechałem na podjazd czekała mnie miła niespodzianka.Adam NORMALNIE i BEZ KRZYKÓW gadał z Saulim.Uchyliłem okno i ostatnie zdanie wypowiedziane przez nich obu brzmiało:"Zgoda". Po czym się przytulili i Koskinen wrócił do siebie po drodze mi machając.Wysiadłem z auta i objąłem stojącego już obok Lamberta:
-Wiedziałem,że potrafisz-szepnąłem.
-Dla Ciebie zawsze...A i jutro przyjdzie Twoja matka.Dzwoniła zaraz po tym jak wyszedłeś.
-Moja matka?A czego ona niby może chcieć?Pff.A z resztą nieważne.Chodź pomożesz mi z rzeczami.Tylko pamiętaj.NIE TYKAJ mojego ukochanego basu-Adam tylko się zaśmiał i ruszył do bagażnika.
Po krótkim czasie wszystko było wniesione na góre i pukładane w szafkach.Mówiąc poukładana mam na myśli,ze mój kochany i walnięty na punkcie czystości chłopak poskładał wszystko i idealnie równo umieścił w szafie.Ja nie wiem jak on to robi.Ja nie miałbym cierpliwości do takich rzeczy.Albo poprostu nie chciałoby mi się męczyć.Ale to nie ważne.Rozłożyliśmy się na łóżku i nagle Adam spytał:
-Ej Tommy?
-No co?
-Może zrobimy live dla fanów?
-Teraz?Co cię naszło?Dobra jak chcesz.
Lambert poszedł po laptopa i odpalił twitter'a.Napisał post o czacie ,a po kilku minutach było na nim dobrze 1000 osób.Byłem pod wrażeniem,ze Glamberts nawet o tej porze są aktwyni. I rzecz jasna mają dla nas czas.Siedzieliśmy sobie spokojnie,odpowiadaliśmy na pytania gdy nagle zaczęły się sypać teksty,jeden za drugim:POCAŁUJCIĘ SIĘ,POCAŁUJCIE SIĘ,POCAŁUJCIE SIĘ.Adam zaczął się smiać ale oni nadal nie przestawali.To,że całowaliśmy się na scenie nie znaczy chyba ,że będziemy się całować za każdym razem gdy nas o to poproszą nie?Tak przynajmniej sądziłem.Ale najwyraźniej nie mieli zamairu dać nam spokoju.Spojrzałem na Lamberta ,on na mnie i skinąłem głową.Pocałowaliśmy się szybko i nagle prośby ucichły.Zaczęła się znowu najnormalniejsza w świecie rozmowa.Ale oczywiście napisaliśmy im,że nie będziemy się całować na każde ich zawołanie ,i że to był wyjątek.Lambert oczywiście musiał też wypalić,że zaczyna pisać piosenki na nową płytę i znowu zaczął się SPAM: Tommy zagraj,Adam zaśpiewaj.Szturchnąłęm go i powiedziałem cicho:
-Musiałeś z tym wypalić?Serio?
-Oj no co.Nie mozesz zagrać?
-Mogę,jeśli masz nuty.
-No raczej ,że mam.-rzucił na łóżko jakiś zeszyt.Były tam teksty piosenek razem z nutami i akordami.Wziąłęm gitarę stojącą koło łóżka i zacząłem.Fani najwyraźniej słuchali uważnie ,bo wszelkie pytania ustały i nic nowego nie pojawiało się na czacie.Gdy Adam skończył śpiewać popisaliśmy jeszcze z pół godziny i oznajmiliśmy,że miło było ale już musimy kończyć.Oczywiście nie chieli nas puścić ale co oni mogli.NIC :D No,także ten.Odłożyliśmy laptopa na szafkę i ułożyliśmy się wygodnie.
-Adam,kiedy pisałeś tą piosenkę?(chodzi tu o BTIKM)
-A czy to ważne?Ważne,że o Tobie...-odwrócił się. Najwyraźniej bał się mojej reakcji.Więc żeby go upewnić,że zareagowałem jak najbardziej pozytywnie objąłem go i pocałowałem.
-Wiesz...Bardzo mi się podoba-szepnąłem.
-Naprawdę?
-Mhmm.-mruknąłem-I mam prośbę.Pomożesz mi jutro nie wybuchnąć złością gdy przyjdzie moja matka?
-No raczej.Nie chce żebyś miał na koncie morderstwo-obaj zaczęliśmy się śmiać.Boże.Kochałem go.Serio.Nigdy nie zależało mi na nikim tak bardzo jak teraz na Adamie.I gdy tylko pomyślę ,że ktoś mógłby mu coś zrobić mam ochotę temu komuś urwać łep.Może to niezbyt subtelne ale zawsze coś.No bo czego nie robi się dla miłości swojego życia?A co do jutrzejszego dnia.Nie wiem jak wytrzymam z moją matką choć minutę w jednym pomieszczeniu....
____________________________________
Sorki,za tak długą przerwę ale nie miałam czasu :C Liczę na jakikolwiek koemntarz od was pod wpisem.Bo mam wątpliwości czy ktokolwiek to czyta....
sobota, 12 stycznia 2013
Love is love[Adommy] Part 3
Wbiegłem do szpitala, i po zapytaniu kobiety z recepcji o numer sali udałem się na 2 piętro.Lekko pchnąłem drzwi i spojrzałem na leżącą tam matkę:
-Co się stało?-spytałem-Czy to ojciec?-spuściła głowę.No tak. Ten człwoiek chyba nie da jej spokoju.Nie rozumiem dlaczego się z nim nie rozwiedzie.Cieszyłem się,że juz nie muszę z nimi mieszkać-Jak jeszcze raz ci coś zrobi nie ręczę za siebie!
-Tommy,spokojnie.
-Jak mogę być spokojny?Czy to normalne żeby mąż robił zonie coś takiego? Nie powiesz,że tak.
-Ojciec jest jaki jest.Nie zmienisz go.
-Ale nie musisz się z nim męczyć.Dobrze o tym wiesz.
-Wiem...Chiałam Cię o cos spytać.
-Tak?
-Słyszłam ,że Adam zerwał z Saulim.Wiesz coś na ten temat?
-wiem,ale co Cię to interesuje?
-To twój przyjaciel.Chciałabym wiedzieć.
-Okej,skoro chcesz...Adam poprostu nie był z nim szczęśliwy.Doszedł do wnoisku ,że Sauli nie zasługuje na jego miłość...
-I to tyle?
-Tak.
-Napewno nie.Cos ukrywasz.Tommy mi mozesz powiedzieć wszystko.
-No nie wiem...
-Przceiż to na pewno nic strasznego.Chyba nie zerwał z nim dla ciebie?-lekko się zaśmiała.Ale ja byłem jak najbardziej poważny-Nie mów,że...
-TAK!Jestem z Adamem!I co teraz powiesz?!
-Mój syn ma chłopaka...Przecież to niemożliwe.
-A jednak.I co teraz pewnie nie bedziesz się ze mna pokazywac ,bo Ci wstyd co?-nic nie odpowiedziała-Wiedziałem ,że tak będzie!
-Zrozum,nie mogę mieć syna ,który ma chłopaka...
-A ja nie mogę mieć matki ,któr nie umie się postawić!-krzyknąłęm i wyszedłm trzaskając drzwiami.Nawet nie próbowała mnie zatrzymać.
Postanowiłem nie jechać od razu do Adama.Obrałem kierunek na mój ulubiony klub.Fani wiedzieli,ze często tam jeżdżę więc za każdym razem spotkałem któregoś z nich.
Usiadłem przy barze i zamówiłem czystą.Po kilku minutach podeszła do mnie dziewczyna:
-Tomm?
-Mhmm-przytaknąłem.
-Mogę prosic autograf?
-Jasne-wziąłęm od niej marker i podpisałem zdjęcie.
-Zyczę wam szczęścia-powiedziała ciepło.
-Dzięki-uśmiechnąłęm się i przytuliłem ją.
Wypijałem kieliszek za kieliszkiem.Powoli przestawałem ogarniać otoczenie.Spojrzałem na wyświetlacz: 5 nieodebranych połaczeń od ADAM.Nie chiało mi się odbierać.Wiedziałem ,ze prędzej czy puźniej tu przyjedzie.W tym momenci tak bardzo chiałem go przytulić.Tylko czekałem aż pojawi się przedemną i zabierze mnie z tąd.
Światła coraz mocniej drażniły moje oczy.Teraz zupełnie nie wiedziałęm co się dzieje.Czułem tylko okropny ból gdzieś tam w środku.Moja własna matka nie chciała mnie znać.Teraz miałęm już tylko Adama.Ojca nie miałem zamiaru juz nigdy więcej spotkać...Nagle w pomieszczeniu podniosły się krzyki.Wszywsyc powstawali z miejsc zeby zobaczyć o co chodzi.Odwróciłem się i zobaczyłęm Lamberta w drzwiach.Był przerażony.Podbiegł gdy tylko mnie zobaczył:
-Tommy co się stało?
-Wszystko...-wydukałem i przytuliłem go.
-Chodź,zabieram cię z tąd-wziął mnie pod ramię żebym czasem się nie przewrócił.I założył mi okulary żeby paparazzi nie mogli się przyczepić,że byłem pijany.
Po przebrnięciu przez tłum wydostaliśmy się na zewnątrz i wsiedliśmy do samochodu.Rzecz jasna mojego,no Adam przyszedł na piechotę.Od niego do klubu było 20 minut drogi.
Dojechaliśmy do domu,a pod nim stał samochód Neila. Co on tu do cholery robił?Tylko tego tu brakowało.Weszliśmy do domu,a Neil wyskoczył zza ściany krzycząć:
-BOŻE! Neil!Mówiłęm ci żebyś tego nie robił!-krzyknął Adam.
-Dobra,przepraszam.Chyba nic takiego się nie stało?
-Ty się stałeś...-burknąłem.
-A temu co?
-Daj mu spokój...
-Okeeej. A co on tu w ogóle robi?
-BOŻE!czy nikt w tym kraju nie oglada telewizji?!-krzyknąłem wściekły.
-Jestem z Tommym-wyjaśnił Adam.
-No nareszcie.Ile można znosić tego FINA!
-W końcu powiedziałeś coś mądrego.Gratuluję-wtrąciłem-A teraz pozwolicie,że sobie pójdę-czarnowłosy ruszył za mna.
Zrzuciłem z siebie wszystko (oprócz bokserek oczywiscie) i ległem na łóżku.
-Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
-Jasne...Byłem w szpitalu u matki.Ojciec ją pobił.Powiedziałem jej,że jestem z Tobą ,a on stwierdziła,że nie może miec syna ,który jest z mężczyzną-kilka łez spłyneło mi po policzkach.Lambert mnie przytulił i pocałował w głowę.
-Nie przejmuj się.Minie jej. Wiem ,bo miałem tak samo.
-Nie jestem pewien...Nie znasz mojej matki.Mogę się tylko modlić żeby ojciec się nie dowiedział.
-Czemu?
-Zabiłby mnie...Dosłownie-chłopak wytrzeszczył oczy po czym położył głowę na poduszce.Przytuliłem go-Pójdę wziąść przysznic i zaraz wracam.
-Jasne.Spróbuję nie zasnąć.
Wszedłem pod przysznic.Krople wody spływając po moim ciele nieco mnie uspokoiły.Doszedłem do wnisoku,że skoro matka nie chce takiego syna to trudno. Nigdy tak naprawdę jej na mnie nie zależało.Trzymała mnie w domu tylko po to zebym ja bronił.A że maiłęm tego serdecznie dość to gdy tylko nadarzyła się okazja wyniosłem się z domu.Wyszedłem,sięgnąłem po ręcznik i wytarłem się. Sięgnąłem po leżąca na szafce szczotkę i przeczesałem włosy.Nagle usłyszałem krzyk Adama,rzuciłem trzymany przedmiot i wbiegłem do pokoju:
-Co jest?-spytałem przerażony.
-Nic,zły sen.
-Rozumiem...Ale nie strasz mnie tak więcej-położyłęm się obok.Przytlił mnie i spokojnie zasnęliśmy.
W środku nocy,zadzwonił mi telefon.To był Sauli...Czego on kurwa ode mnie chce?
______________________
wybaczcie ,że znowu tak krótko ;___; Liczę na komentrze.
-Co się stało?-spytałem-Czy to ojciec?-spuściła głowę.No tak. Ten człwoiek chyba nie da jej spokoju.Nie rozumiem dlaczego się z nim nie rozwiedzie.Cieszyłem się,że juz nie muszę z nimi mieszkać-Jak jeszcze raz ci coś zrobi nie ręczę za siebie!
-Tommy,spokojnie.
-Jak mogę być spokojny?Czy to normalne żeby mąż robił zonie coś takiego? Nie powiesz,że tak.
-Ojciec jest jaki jest.Nie zmienisz go.
-Ale nie musisz się z nim męczyć.Dobrze o tym wiesz.
-Wiem...Chiałam Cię o cos spytać.
-Tak?
-Słyszłam ,że Adam zerwał z Saulim.Wiesz coś na ten temat?
-wiem,ale co Cię to interesuje?
-To twój przyjaciel.Chciałabym wiedzieć.
-Okej,skoro chcesz...Adam poprostu nie był z nim szczęśliwy.Doszedł do wnoisku ,że Sauli nie zasługuje na jego miłość...
-I to tyle?
-Tak.
-Napewno nie.Cos ukrywasz.Tommy mi mozesz powiedzieć wszystko.
-No nie wiem...
-Przceiż to na pewno nic strasznego.Chyba nie zerwał z nim dla ciebie?-lekko się zaśmiała.Ale ja byłem jak najbardziej poważny-Nie mów,że...
-TAK!Jestem z Adamem!I co teraz powiesz?!
-Mój syn ma chłopaka...Przecież to niemożliwe.
-A jednak.I co teraz pewnie nie bedziesz się ze mna pokazywac ,bo Ci wstyd co?-nic nie odpowiedziała-Wiedziałem ,że tak będzie!
-Zrozum,nie mogę mieć syna ,który ma chłopaka...
-A ja nie mogę mieć matki ,któr nie umie się postawić!-krzyknąłęm i wyszedłm trzaskając drzwiami.Nawet nie próbowała mnie zatrzymać.
Postanowiłem nie jechać od razu do Adama.Obrałem kierunek na mój ulubiony klub.Fani wiedzieli,ze często tam jeżdżę więc za każdym razem spotkałem któregoś z nich.
Usiadłem przy barze i zamówiłem czystą.Po kilku minutach podeszła do mnie dziewczyna:
-Tomm?
-Mhmm-przytaknąłem.
-Mogę prosic autograf?
-Jasne-wziąłęm od niej marker i podpisałem zdjęcie.
-Zyczę wam szczęścia-powiedziała ciepło.
-Dzięki-uśmiechnąłęm się i przytuliłem ją.
Wypijałem kieliszek za kieliszkiem.Powoli przestawałem ogarniać otoczenie.Spojrzałem na wyświetlacz: 5 nieodebranych połaczeń od ADAM.Nie chiało mi się odbierać.Wiedziałem ,ze prędzej czy puźniej tu przyjedzie.W tym momenci tak bardzo chiałem go przytulić.Tylko czekałem aż pojawi się przedemną i zabierze mnie z tąd.
Światła coraz mocniej drażniły moje oczy.Teraz zupełnie nie wiedziałęm co się dzieje.Czułem tylko okropny ból gdzieś tam w środku.Moja własna matka nie chciała mnie znać.Teraz miałęm już tylko Adama.Ojca nie miałem zamiaru juz nigdy więcej spotkać...Nagle w pomieszczeniu podniosły się krzyki.Wszywsyc powstawali z miejsc zeby zobaczyć o co chodzi.Odwróciłem się i zobaczyłęm Lamberta w drzwiach.Był przerażony.Podbiegł gdy tylko mnie zobaczył:
-Tommy co się stało?
-Wszystko...-wydukałem i przytuliłem go.
-Chodź,zabieram cię z tąd-wziął mnie pod ramię żebym czasem się nie przewrócił.I założył mi okulary żeby paparazzi nie mogli się przyczepić,że byłem pijany.
Po przebrnięciu przez tłum wydostaliśmy się na zewnątrz i wsiedliśmy do samochodu.Rzecz jasna mojego,no Adam przyszedł na piechotę.Od niego do klubu było 20 minut drogi.
Dojechaliśmy do domu,a pod nim stał samochód Neila. Co on tu do cholery robił?Tylko tego tu brakowało.Weszliśmy do domu,a Neil wyskoczył zza ściany krzycząć:
-BOŻE! Neil!Mówiłęm ci żebyś tego nie robił!-krzyknął Adam.
-Dobra,przepraszam.Chyba nic takiego się nie stało?
-Ty się stałeś...-burknąłem.
-A temu co?
-Daj mu spokój...
-Okeeej. A co on tu w ogóle robi?
-BOŻE!czy nikt w tym kraju nie oglada telewizji?!-krzyknąłem wściekły.
-Jestem z Tommym-wyjaśnił Adam.
-No nareszcie.Ile można znosić tego FINA!
-W końcu powiedziałeś coś mądrego.Gratuluję-wtrąciłem-A teraz pozwolicie,że sobie pójdę-czarnowłosy ruszył za mna.
Zrzuciłem z siebie wszystko (oprócz bokserek oczywiscie) i ległem na łóżku.
-Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
-Jasne...Byłem w szpitalu u matki.Ojciec ją pobił.Powiedziałem jej,że jestem z Tobą ,a on stwierdziła,że nie może miec syna ,który jest z mężczyzną-kilka łez spłyneło mi po policzkach.Lambert mnie przytulił i pocałował w głowę.
-Nie przejmuj się.Minie jej. Wiem ,bo miałem tak samo.
-Nie jestem pewien...Nie znasz mojej matki.Mogę się tylko modlić żeby ojciec się nie dowiedział.
-Czemu?
-Zabiłby mnie...Dosłownie-chłopak wytrzeszczył oczy po czym położył głowę na poduszce.Przytuliłem go-Pójdę wziąść przysznic i zaraz wracam.
-Jasne.Spróbuję nie zasnąć.
Wszedłem pod przysznic.Krople wody spływając po moim ciele nieco mnie uspokoiły.Doszedłem do wnisoku,że skoro matka nie chce takiego syna to trudno. Nigdy tak naprawdę jej na mnie nie zależało.Trzymała mnie w domu tylko po to zebym ja bronił.A że maiłęm tego serdecznie dość to gdy tylko nadarzyła się okazja wyniosłem się z domu.Wyszedłem,sięgnąłem po ręcznik i wytarłem się. Sięgnąłem po leżąca na szafce szczotkę i przeczesałem włosy.Nagle usłyszałem krzyk Adama,rzuciłem trzymany przedmiot i wbiegłem do pokoju:
-Co jest?-spytałem przerażony.
-Nic,zły sen.
-Rozumiem...Ale nie strasz mnie tak więcej-położyłęm się obok.Przytlił mnie i spokojnie zasnęliśmy.
W środku nocy,zadzwonił mi telefon.To był Sauli...Czego on kurwa ode mnie chce?
______________________
wybaczcie ,że znowu tak krótko ;___; Liczę na komentrze.
wtorek, 8 stycznia 2013
Love is love[Adommy] Part 2
Koncert w Wiedniu,kolejny po Amsterdamie.To dziś Adam miał oznajmić WSZSYTKIM ,że jesteśmy razem.Cholernie się bałem.No bo kto by się nie bał.astoisz przed milionami ludzi ,a oni nagle dowiadują się o czymś takim. Tak poprostu z dnia na dzień.Zaraz po zerwaniu z Saulim. Nie miałem pojęcia jak zareagują. Fani,zespół,a w szczególności Monte.On w życiu by się tego po mnie nie spodziewał.
Przerwa w koncercie ,Adam wyszedł jak najbliżej fanów i zaczął:
-Słuchajcie.Wiecie ,ze zerwałęm z Saulim. Doszedłem do wniosku ,że on nigdy nie zasłużył na moją miłość. Ciągle czegoś chciała ale sam nie robił nic gdy go prosiłem.Ale to nie jedyny powód zerwania. Jestem teraz z kimś kto zawsze był mi bliski i kogo zawsze kochałem-na hali zapadła cisza.Adam stał zupełnie nie wiedząc co zrobić.Poczułem,ze powinienem się ruszyć.Więc podszedłem do Niego,złapałem za rękę i pocałowałem.
-Też Cię kocham-szepnąłem ,a że Lambert miał mikrofon zaraz przy ustach ,mój głos rozszedł się po sali.Na widowni dało się słyszec jedno wielkie:
-Awwww!
Ale za to reakcja zespołu była inna.Przestali grać INSTRUMENTAL'A,Isaac upuścił pałeczki,a Monte zapiszczał gitarą tak ,że wszyscy prawie ogłuchliśmy. Jednya Camille się uśmiechnęła...
17 grudnia. Dzień po zakończeniu Glam Nation.Jechałęm samochodem.Byłęm w drodze do Adama ,bo dziś miałem zostać na noc.Wysiadłem z wozu kawałek przed domem. Na podjeździe stał samochód Sauliego (WTF?!). Gdy tylko zbliżyłem się do bramki usłyszałem krzyki,potem Koskinen wyszedł,wsiadł do wozu ale co dziwne nie odjechał.Był wyraźnie wściekły,jak to Sauli. Temu to nigdy nic nie pasuje.
Wszedłem do mieszkania i w oczy rzucił mi się Adam.Stał oparty o blat kuchenny.
-Adam?Wszystko okej?-podniósł się i odwrócił w moja stronę.Zamurowało mnie.Stałem i gapiłem się na niego jak idiota.Miał rozbity nos ,a koszulka była brudna od krwi. Nagle coś we mnie pękło,kilka łez spłynęło mi po policzku i wybiegłem. Otworzyłem drzwi do ndala stojacego przed domem samochodu Fina i wyciągnąłęm go stamtąd siłą. No i rzecz jasna dostał w twarz:
-Co ty sobie kurwa wyobrażasz !Myślisz ,że możesz tak sobie tu przyjść i go pobić!-patrzył na mnie przerażony-Jeszcze raz odwalisz taką akcję,a obiecuję że już nie będziesz taki piękny!-puściłem go i wróciłem do domu.
Przytuliłem Adama jak najmocniej mogłem:
-Dziękuję-wyszeptał drżącym głosem.
-Nie ma za co.A teraz może się przebierzesz? Nie będziesz przecież paradował w takiej koszulce-wskazałem na plamy krwi-A jak wrócisz pomogę ci z twarzą-uśmiechnąłem się i delikatnie popchnąłem go w stronę schodów.
Nie wiem dlaczego,ale czułem się jak jego starszy brat. A powinno byc na odwrót.To on powinien mi ciągle o czymś przypominać.Zawsze tak robił.
Wygrzebałem gdzieś z szafki apteczkę,i siedząć na kanpie czekałem na Lamberta.Długo nie przychodził więc ruszyłęm na górę sprawdzić czy wszystko w porządku:
-Adam?Ej,co jest?-siedział na łóżku i wpatrywał się w ekran telefonu-Pokaż to-wyrwałem mu go i przeczytałem wiadomość- 'Jeszcze raz Twój chłoptaś odwali taką akcję ,a juz nie będę miły jak wcześniej'. I ty się tym serio przejmujesz?Daj spokój-szturchnąłem go i chwyciłem za rękę-Chodź,idziemy na dół-uśmiechnął się i mocniej ścisnął moją dłoń.
Po 'zajęciu się' twarzą Adama włączyliśmy film.Pierwszy lepszy. Jakaś durna,amerykańska komedia.Typowe.Oparłem się o Lamberta i zamknąłem oczy:
-Tommy?
-Hmm?
-Myślisz,że Sauli serio cos zrobi?
-On?No błagam cię.Nawet nie wiesz jaki był przerażony gdy tam do Niego poszedłem-chłopak się zaśmiał.
-Ej,a co z tym naszym mieszkaniem razem?Przecież nie będziesz jeździł w tą i spowrotem co kilka dni.
-Nie mam takiego zamiaru.Ale jakos nie mogę się zabrać do pakowania.
-Nie chc ci się!Przynaj!Za laniwy na to jestęś.
-Co ześ powiedział?-spytałem śmiejąc się.
-Nic...
-Jak to nie?Słyszałem!-zacząłem go dźgac palcami.W rezultacie przerodziło się to w dziką walkę.
-EJ!Ale beż poduszek!TOMMY!
-ZA PÓŻNO!Ze mną nie ma tak dobrze!-po dobrych 10 minutach ,zmęczeni usiedliśmy na podłodze.
-Dawno nie czułęm się tak dobrze-połozył mi dłoń na udzie.Oparłem głowę o jego ramię:
-Ja też-dodałem cicho-Ej!Miałeś dzis gadać z Camille jeśli się nie mylę.
-Osz kurde.Faktycznie.Zapomniałem-szybko poleciał na górę po laptopa i zaraz wrócił.Ja nie chiałem jak narazie ujawniać sowjej obecności więc usiadłem na fotelu na przeciwko.
Adam spokojnie gadał sobie z Cam ale nagle nie wytrzymałem:
-Adam!Ile ty masz tu stopni?Nie za ciepło?
-Nie skąd-zaśmiał się.
-Dobra,ja się nie będę męczył-zdjąłęm koszulkę ,a Lambert spojrzał na mnie i zamarł-No co?
-Ej !Ziemia do Adama!-krzyknęła Cam przez SKYPE-Kogo tam masz.Pochwal się.
-A Tommy'ego mam.
-Ach ,no tak.Tylko on tak narzeka.
-EJ!Wcale nie narzekam-usiadłem obok.
-O.Tommy bez koszulki.Cóż za niecodzienny widok.
-Jak za ciepło ,to co się będę męczył?
-Przecież nic nie mówię.Ej,dobra ja kończe,wołają mnie.To do zobaczenia!
-PA!-dodaliśmy i zamknęliśmy komputer.
-Za chudy jesteś-stwierdził Adam.
-Wcale nie.
-Wcale tak.
Nie.
-To dlaczego ciągle spadają ci spodnie?Przecież nosisz pasek...
-Niby tak.
-HA!Czyli wychodzin na moje.
-A niech ci będzie.
Leżeliśmy sobie spokojnie w łóżku gdy nagle zadzwonił mi telefon:
-Tak?ŻĘ CO?!TERAZ?Zaraz tam będę!-szybko się ubrałem i wybiegłem.
-TOMMY!Co jest?
-Później ci powiem!
-Ale Tommy!Gdzie jedziesz?
DO SZPITALA!-dodałem na odchodnym i odjechałem...
____________________________________
Sorki,ze tak krótko ale zabrakło weny. :D Jak się podobało komentujcię. Jeśli chcecie być powiadamiani o następnych PARTACH Adommy podajcie w koemntarzach swoje GG albo zaproście mnie na FB i wyślijcie wiadomość.
FB https://www.facebook.com/anny.twill
niedziela, 6 stycznia 2013
Love is love[Adommy] Part 1
Boże.Dzisiejszy koncert w Amsterdamie ,to był totalny spontan.Adam miał mnie dziś nawet nie dotykać.A tym czasem co?Olał sobie sprawę,a co tam.A ludzie gadają,że to ja wszystko olewam.Pewnie znowu Sauli będzie miał do niego jakieś wąty.Kurwa,to tylko zasrane SHOW.A on nie potrafi tego zrozumieć.Jak on mnie wnerwiał.Wredna mała pijawka,najchętniej powiesiłbym go nad akwarium wściekłych piranii.Nienawidziłem gościa.Szczerze,nie wiem czemu aż tak bardzo.Chociaż nie...wiem.To zwykły skurwiel.Wymaga od Adama nie wiadomo ile,a sam nic mu nie daje.Zasrany pasożyt.Może i nie jestem w tym ich świecie "gejów" ale uważam ,że Adam zasługuje na coś więcej.Prosto po koncercie udał się do swojej garderoby.Nazauważenie podszedłem do drzwi żeby podsłuchać rozmowę:
-ADAM!Dlaczego znowu go całowałeś?
-SAULI!To tylko zasrane SHOW!Nie rozumiesz?
-NIE!Cholera,czasem mi się wydaje ,że masz mnie gdzieś.Olewasz mnie.
-Ja ciebie?Żart ci się wyostrzył.To TY mnie olewasz!Proszę cię o coś a ty masz to w dupie!Ale gdy ty czegoś chcesz zaczyna się "Adam,proszę.Dla mnie". I myślisz ,że co?Że za każdym razem Ci ustąpię?
-Nie tym tonem!Należy mi się troche szacunku!-wypalił.Teraz nie wytrzymałem i wszedłem tzraskając drzwiami.
-KURWA SAULI!Jak można być takim hipokrytą!Wymagasz od Adama nie wiadomo ile ,a sam kurwa nic nie dajesz!Nie przeszkadza Ci to ani trochę?-dodałem i wyszedłem nie słysząc odpowiedzi z jego strony.Zawsze tak było.Gdy się do niego odzywałem nigdy nie odpowiadał.Miałem tego dosyć, no ale przecież nic mu nie zrobię.To chłopak mojego przyajciela...Jak to dziwnie brzmi.No ale cóż.Usiadłem na schodach za halą i odpaliłem papierosa.Nikotyna rozeszła się po moim organizmie dając uczucie spokoju.Poczułem ,że ktoś łapie moje ramię,chciałem odtrącić dłoń jak to miałem w zwyczaju ale tego nie zrobiłem:
-Ej,Tommy?
-Soo?-wybąkałem z papierosem w ustach.Lambert parsknął śmiechem-Tfo tfakie śmiefszne?
-A żebyś wiedział.Ale nie po to przyszedłem.Sluchaj...Dzięki.
-Za cso?
-Za to przed chwilą.Może mu wreszcie otworzysz oczy.Słodki jesteś-zamarłem.
-Czekaj,czekaj.Co powiedziałeś?
-Nic...
-Adam!
-No ten,słodki jesteś...
-Adam...Sauli znowu się wkurzy.
-Szczerze,mam go dosyć.Mam dosyć zgrywania kochanego i miłego Adama,mam tego dość.Tylko przy Tobie mogę być sobą,bo wiesz jaki jestem.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Nic.Poprostu jesteś najlepszym co mnie spotkało.
-Hahah,jak słodko-po chwili namysłu dodałem-Kurwa,czy ja właśnie powiedziałem słodko?Coś jest ze mną dziś nie tak.
-Przestań-szturchnął mnie-Dobra ja wracam do hotelu.Podwieźć Cię czy znowu idziesz z buta?
-A wiesz.W sumie się przejadę.Nie czuję nóg.I plecy mnie bolą.
-Ouuu,sory za te schody.
-Nic się nie stało-wstając musnąłem opuszkami palców jego krocze-Jezu!Przepraszam-odskoczyłem jak poparzony.To była dla mnie dosyć krępujaca sytuacja.Adam się nie odzywał.Tylko ciężko oddychał-Adam?
-Eee,sorki.To mnie...Rozkojarzyło .
-Wybacz...-spaliłem buraka-To ja się przejdę.
-Ej!Tommy!-krzyknął za mną ale już go nie słuchałem.Zrobiło mi się strasznie głupio.Wiedziałem,że czuł do mnie coś w pewien sposób.Ciagle mi powtarzał,że ktoś taki jak ja to dla geja wyzwanie.Bo nie może mnie mieć.A ja sobie jak gdyby nigdy nic go dotknąłem.Tak Tommy mądrze,bardzo mądrze.Ciagle sobie to powtarzałem.Przez całą drogę.Pod hotelem spotkałem paparazzich.Adam juz najwyraźniej był,samochód stał na podjeździe ,a liczba fotografów się zmniejszała.Nagle jeden z nich do mnie podszedł:
-Czy ty i Adam,czy to coś poważnego?
-Nie,jak najbardziej nie.To tylko SHOW.Zwykłe show.Przyjemność dla fanów.Z resztą,Adam ma kgoś o ile wam pewnie wiadomo-skwitowałem i wszedłem do środka.Z daleka zauważyłem Lamberta.Minąłem go w korytarzu...Miał ponurą minę.I szeptał:
-To tylko show...
Już wchodziłem do pokoju gdy krzyknął:
-Tommy,to nie jest tylko SHOW!-zatrzymałem sie w progu:
-Adam...Wszystko okej?
-NIE!-huknął mi prosto w twarz i zniknął w czeluściach ciemnego pomieszczenia.Czasem był dziwny.Bardzo dziwny.Nie wiedziałem o co mu chodzi.To nie tylko show...A co to może być?Dla mnie to tylko na pokaz,dla fanów.Zresztą,nigdy nawet nie myślałem o tym inaczej.Albo nie chciałem myśleć...
Chwyciłem za butelkę czystej i wypiłem ją prawie jednym duszkeim.Rzuciłem się bezwładnie na łóżko i usiłowałem zasnąć.Nagle usłyszalem telefon:
-Tak-wybąkałem,ja na zbulwersowanego człowieka przystało.
-Czy pan Ratliff?
-Tak.
-Wie pan,pańska matka leżała w szpitalu, w Burbank.
-Tak.
-Niestey,zmarła dziś rano.-zamurowalo mnie ,wcisnąłem czerwoną słuchawkę i momentalnie się podniosłem.Starałem sie wyjść z hotelu nie robiąc hałasu,ale nie wyszło.Potknąłem się wywalając śmietnik pod drzwiami Lamberta.
-Cholera!Kto to?-usłyszałem z pokoju ,a zaraz potem wyłonił sie czarnowłosy.Spojrzałem na niego,zupełenie pusto i nieobecnie.Ze łzami w oczach,po czym wybieglem z hotelu.
-Tommy!STÓJ!Co jest?-znowu go olałem,szedłem przed siebie gdy nagle coś błysnęło,huknęło i poczułem mocne ukłucie w okolicach żeber.Otworzyłem oczy i zobaczyłem ,że leżę na masce jakiegoś samochodu:
-O BOŻE!-usłyszałem rozpaczliwy krzyk,to był dobrze mi znany głos...A potem straciłem przytomność.
Co mnie obudziło?Sauli rzecz jasna.Stał za oknem razem z Adamem i krzyczał:
-Po cholerę,siedzisz tu całą noc?Myślisz ,że on to doceni?-serio byłem aż tak oschły,że pomysleli iż mam to gdzieś?Dobra,mieli powody.Nigdy nic mnie nie obchodziło,ani nikt.Nie lubłem ludzi.Ale zespół to wyjątek.Podniosłem się do pozycji siedzącej i przykułem wzrok Sauliberta.Czarnowłosy wszedł i usiadl obok łóżka:
-Tommy,co się stało?Piłeś?-spuściłem głowę-Obiecałeś!
-Gdyby nie to,że moja matka zmarła nawet bym nie wyszedł!-wydarłem się i schowałem twraz w dłoniach-teraz nie mam nikogo,rozumiesz?Nikogo...-płakałem jak małe dziecko.Ja ,twardy Tommy Joe.
-Ja nie wiem co zrobić,ja...
-Poprostu mnie przytul-dodałem,a chłopak zdziwiony zrobił to o co prosiłem.Widziałem wściekłą minę Sauli'ego ,który w tym samym momencie wyszedł:
-Sauli wyszedł.
-Olać go.Jesteś ważniejszy...
-Dlaczego?
-No,bo ja...-zmieszał się.
-Dobra,jak nie chcesz nie mów-poczochrałem go.
-Słuchaj,ja muszę iść.Trzeba się spakować.Jak tylko Cie wypuszczą jest kolejny koncert.
-Możesz spakować moje rzeczy?
-Jasne.To się zbieram.
-Adam?
-Co?
-Dziękuję-uśmiechnął się i wyszedł.Pierwszy raz mu podziękowałem.Pierwszy raz podziękowałem komukolwiek.wiem moze i jestem dziwny,ale każdy człowiek ma swoje złe i dobre cechy.Chociaż dobrych ,chyba ciężko się u mnie doszukać.Jestem leniwy,nieodpowiedzialny,chamski i nic mnie nie obchodzi.Ale jest jedna rzecz ,której nie wie nikt.Nawet Adam.Bo byłoby głupie powiedzieć kumplowi(na dodatek gejowi),że lubię facetów.Tak,nikt by się po mnie tego nie spodziewał.Wszyscy tkwią w przekonaniu iż całowanie Adama na scenie nie sprawia mi problemu.Wręcz przeciwnie.I ta cała wymówka:To tylko SHOW.To nie prawda.On był dla mnie kimś więcej niż przyjacielem.Ale jest z tym zasranym Finem.Wspominałem już jak bardzo nim gardzę?Nie mam pojęcia dlaczego Lambert nadal z nim jest.Dla pozoru?Żeby fani byli szczęśliwi,że ma udany związek?Nie mam pojęcia.BOŻE,o czym ja myślę.W ogóle dlaczego zacząłem?Coś zaczyna się ze mna dziać.To wszystko przez ten koncert,przez matkę,Sauli'ego.Zupełnie nie wiem co mam zrobić.Nie wiem nic.
Obudziłem się ,dostałem wypis i czym prędzej ruszyłem pod hotel gdzie stał już TOUR BUS ,jadący do następnego miasta.Gdy czarnowłosy mnie zobaczył na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.Mimowolnie zareagowałem tak samo.Rzecz jasna Sauli zgromił nas wzrokiem gdy tylko go przytuliłem ale do tego już przywykłem.
-SAULI!Możesz się tak nie gapić?-Adam wtraźnie miał już dość-Jak Ci nie pasuje to ,że Tommy tu jest to zostań w Amsterdamie!-huknął i wszedł do autobusu.Powoli ruszyłem za nim z triumfalnym uśmiechem.Gdy tylko znalazłem się w środku darł się na Cam.Nie wiem za co,dlaczego ale musiałem coś zrobić:
-Adam!Ej,uspokój się!-złapałem go za ramiona-Co jest?
-Poprostu Sauli mnie denerwuje,jak mam byc spokojny!-znowu zaczął krzyczeć.
-ADAM!-teraz to juz mnie zupełnie nie słuchał.Zastanowiłem się dłuższą chwilę ,i postanowiłem zaryzykować.Pocałowałem go ,a on zszokowany nagle się uciszył-Już?W porządku?-kiwnął głową i usiadł bezwładnie na kanapie.Wszysyc stali wpatrzeni we mnie jak w jakieś UFo.Dobra może to i dziwne,że sam z własnej woli pocałowałam Adama(prznajmniej dla nich) no ale ludzie kochani.Bez przesady.
-Co się tak gapicie?-wypalił Adam.
-No ,bo Tommy przeciez nie lubi facetów...
-A może lubię?-cholera,po co to powiedziałem.NO PO CO MI TO BYŁO?Musze zacząć się zastanawiać zanim cos powiem.Teraz przygladali mi się jeszcze uważniej.Wstałem i pomaszerowałem do jakże 'dużej' oddzielonej od reszty sypialni.Rzuciłem się na łóżko i sięgnąłęm do kieszeni spodni.Zawsze nosiłem przy sobie zdjęcie Adama.Zawsze je miałem.Nigdy nie zdarzyło mi się go zostawić.To jedno z moich dziwactw.
Włączyłem telefon i wszedłem na Twittera.Miałem jakąś prywatną wiadomość od jednego z fanów.Zawsze lubiłem je sprawdzać.Może ze względu na to ,że często wysyłali mi filmik typu Adommy.Tym razem ,też.Kliknąłęm w niego i zacząłem oglądać.To co mi wysyłali zawsze dawało mi dużo do myślenia.Ale nigdy ,przenigdy nie chciałem myśleć ,że pomiędzy mną a Adamem mogło by być coś więcej.
W pewnym momencie zdałem sobie sprawę,przyznałem się przed samym sobą,że kocham Adama.Ten film mi to uświadomił.Poczułem jak kilka łez spływa po moich policzkach.To wszystko przes to zasrane wideo.I jeszcze los chciał żeby nagle zjawił się tu owy Adam.
-Tommy,ty?
-Tak...I co z tego?-pośpiesznie schowałem telefon nawet nie wyłączajac trwającego filmu.
-Pokaż!-próbował mi go wyrwać.
-NIE!
Tommy!-krzyknął i wyciągnął mi telefon z dłoni.Spojrzał na ekran ,potem na mnie,znowu na ekran i znowu na mnie:
-No co?Nie można już nic obejrzeć?
-Ale dlaczego to?I dlaczgo płaczesz?
-Cholera Adam,czy ty musisz zadawać tyle pytań?Wiesz,że nie lubię gadać.
-Dobra jak chcesz.Ale powiem ci coś...Nie musisz się niczego wstydzić-wstał i ze spuszczonym wzrokiem skierował się do drzwi.
-Zaczekaj...
-Co?
-Ja,...Kocham Cię.
-Czekaj,czekaj.CO?!Ale,że ty?Mnie?
-Nie kurwa,Neila.
-Nie wiedziałem.
-Skąd miałeś wiedzieć.Nikt nie wiedział.Nikt nie wie ,ze zawsze mam przy sobie Twoje zdjęcie,nikt nie wie ,że Cię kocham,nikt nie wie ,że trudno jest mi na koncertach.Nikt nie wie.I dobrze...-wrócił się ,połozył się obok i chwycił moja dłoń:
-Wiesz,też Cię kocham...-teraz zamarłem.On.Adam Lambert mnie kochał.To chyba najlepsze co w tym momencie mogłem usłyszeć-I wiesz...Zerwałem z Saulim.
-CO?!Dlaczego.
-Bo ja już dawno...No wiesz.
-Dlaczego nic nie mówiłeś?
-Bałem się,wiesz ja...Nie chciałem Cię stracić jako przyjaciela.
-Adam...Czemu ty zawsze jesteś taki cholernie dobry?Zawsze jesteś ze mną , wspierasz mnie w trudnych chwilach, rozśmieszasz kiedy tego potrzebuje, przytulasz mnie kiedy jestem wkurwiony, milczysz kiedy zapatruje się w jeden punkt, kochasz za to jaki jestem ,pomagasz gdy czegoś nie potrafię,śmiejesz się razem ze mną, lubisz oglądać takie same filmy co ja,a to że więcej nas różni czy łączy to dla Ciebie nic...
-Poprostu Cię kocham.To wystarczy żebym zrobił dla Ciebie to wszystko co robię.-pocałował mnie w głowę.Oparłem się o jego ramię:
-Wiesz co...Powiedzmy reszcie.Ale jeszcze nie teraz.
-Jasne.Jak chcesz.Może jutro na koncercie?
-Okej.Ale ty zaczniesz.Ja nie mam pojęcia jak się do tego zabrać.Dobrze wiesz,że nie nadaję się do takich spraw.
-Ale obiecaj mi jedno-spojrzałem na Niego uważnie-Obiecaj,że zawsze ze mną będziesz,Tommy-miał łzy w oczach.Nie wiedziałem,że to dla Niego aż tak ważne.
-Obiecuję-pocałowałem go-Będę,zawsze...
-ADAM!Dlaczego znowu go całowałeś?
-SAULI!To tylko zasrane SHOW!Nie rozumiesz?
-NIE!Cholera,czasem mi się wydaje ,że masz mnie gdzieś.Olewasz mnie.
-Ja ciebie?Żart ci się wyostrzył.To TY mnie olewasz!Proszę cię o coś a ty masz to w dupie!Ale gdy ty czegoś chcesz zaczyna się "Adam,proszę.Dla mnie". I myślisz ,że co?Że za każdym razem Ci ustąpię?
-Nie tym tonem!Należy mi się troche szacunku!-wypalił.Teraz nie wytrzymałem i wszedłem tzraskając drzwiami.
-KURWA SAULI!Jak można być takim hipokrytą!Wymagasz od Adama nie wiadomo ile ,a sam kurwa nic nie dajesz!Nie przeszkadza Ci to ani trochę?-dodałem i wyszedłem nie słysząc odpowiedzi z jego strony.Zawsze tak było.Gdy się do niego odzywałem nigdy nie odpowiadał.Miałem tego dosyć, no ale przecież nic mu nie zrobię.To chłopak mojego przyajciela...Jak to dziwnie brzmi.No ale cóż.Usiadłem na schodach za halą i odpaliłem papierosa.Nikotyna rozeszła się po moim organizmie dając uczucie spokoju.Poczułem ,że ktoś łapie moje ramię,chciałem odtrącić dłoń jak to miałem w zwyczaju ale tego nie zrobiłem:
-Ej,Tommy?
-Soo?-wybąkałem z papierosem w ustach.Lambert parsknął śmiechem-Tfo tfakie śmiefszne?
-A żebyś wiedział.Ale nie po to przyszedłem.Sluchaj...Dzięki.
-Za cso?
-Za to przed chwilą.Może mu wreszcie otworzysz oczy.Słodki jesteś-zamarłem.
-Czekaj,czekaj.Co powiedziałeś?
-Nic...
-Adam!
-No ten,słodki jesteś...
-Adam...Sauli znowu się wkurzy.
-Szczerze,mam go dosyć.Mam dosyć zgrywania kochanego i miłego Adama,mam tego dość.Tylko przy Tobie mogę być sobą,bo wiesz jaki jestem.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
-Nic.Poprostu jesteś najlepszym co mnie spotkało.
-Hahah,jak słodko-po chwili namysłu dodałem-Kurwa,czy ja właśnie powiedziałem słodko?Coś jest ze mną dziś nie tak.
-Przestań-szturchnął mnie-Dobra ja wracam do hotelu.Podwieźć Cię czy znowu idziesz z buta?
-A wiesz.W sumie się przejadę.Nie czuję nóg.I plecy mnie bolą.
-Ouuu,sory za te schody.
-Nic się nie stało-wstając musnąłem opuszkami palców jego krocze-Jezu!Przepraszam-odskoczyłem jak poparzony.To była dla mnie dosyć krępujaca sytuacja.Adam się nie odzywał.Tylko ciężko oddychał-Adam?
-Eee,sorki.To mnie...Rozkojarzyło .
-Wybacz...-spaliłem buraka-To ja się przejdę.
-Ej!Tommy!-krzyknął za mną ale już go nie słuchałem.Zrobiło mi się strasznie głupio.Wiedziałem,że czuł do mnie coś w pewien sposób.Ciagle mi powtarzał,że ktoś taki jak ja to dla geja wyzwanie.Bo nie może mnie mieć.A ja sobie jak gdyby nigdy nic go dotknąłem.Tak Tommy mądrze,bardzo mądrze.Ciagle sobie to powtarzałem.Przez całą drogę.Pod hotelem spotkałem paparazzich.Adam juz najwyraźniej był,samochód stał na podjeździe ,a liczba fotografów się zmniejszała.Nagle jeden z nich do mnie podszedł:
-Czy ty i Adam,czy to coś poważnego?
-Nie,jak najbardziej nie.To tylko SHOW.Zwykłe show.Przyjemność dla fanów.Z resztą,Adam ma kgoś o ile wam pewnie wiadomo-skwitowałem i wszedłem do środka.Z daleka zauważyłem Lamberta.Minąłem go w korytarzu...Miał ponurą minę.I szeptał:
-To tylko show...
Już wchodziłem do pokoju gdy krzyknął:
-Tommy,to nie jest tylko SHOW!-zatrzymałem sie w progu:
-Adam...Wszystko okej?
-NIE!-huknął mi prosto w twarz i zniknął w czeluściach ciemnego pomieszczenia.Czasem był dziwny.Bardzo dziwny.Nie wiedziałem o co mu chodzi.To nie tylko show...A co to może być?Dla mnie to tylko na pokaz,dla fanów.Zresztą,nigdy nawet nie myślałem o tym inaczej.Albo nie chciałem myśleć...
Chwyciłem za butelkę czystej i wypiłem ją prawie jednym duszkeim.Rzuciłem się bezwładnie na łóżko i usiłowałem zasnąć.Nagle usłyszalem telefon:
-Tak-wybąkałem,ja na zbulwersowanego człowieka przystało.
-Czy pan Ratliff?
-Tak.
-Wie pan,pańska matka leżała w szpitalu, w Burbank.
-Tak.
-Niestey,zmarła dziś rano.-zamurowalo mnie ,wcisnąłem czerwoną słuchawkę i momentalnie się podniosłem.Starałem sie wyjść z hotelu nie robiąc hałasu,ale nie wyszło.Potknąłem się wywalając śmietnik pod drzwiami Lamberta.
-Cholera!Kto to?-usłyszałem z pokoju ,a zaraz potem wyłonił sie czarnowłosy.Spojrzałem na niego,zupełenie pusto i nieobecnie.Ze łzami w oczach,po czym wybieglem z hotelu.
-Tommy!STÓJ!Co jest?-znowu go olałem,szedłem przed siebie gdy nagle coś błysnęło,huknęło i poczułem mocne ukłucie w okolicach żeber.Otworzyłem oczy i zobaczyłem ,że leżę na masce jakiegoś samochodu:
-O BOŻE!-usłyszałem rozpaczliwy krzyk,to był dobrze mi znany głos...A potem straciłem przytomność.
Co mnie obudziło?Sauli rzecz jasna.Stał za oknem razem z Adamem i krzyczał:
-Po cholerę,siedzisz tu całą noc?Myślisz ,że on to doceni?-serio byłem aż tak oschły,że pomysleli iż mam to gdzieś?Dobra,mieli powody.Nigdy nic mnie nie obchodziło,ani nikt.Nie lubłem ludzi.Ale zespół to wyjątek.Podniosłem się do pozycji siedzącej i przykułem wzrok Sauliberta.Czarnowłosy wszedł i usiadl obok łóżka:
-Tommy,co się stało?Piłeś?-spuściłem głowę-Obiecałeś!
-Gdyby nie to,że moja matka zmarła nawet bym nie wyszedł!-wydarłem się i schowałem twraz w dłoniach-teraz nie mam nikogo,rozumiesz?Nikogo...-płakałem jak małe dziecko.Ja ,twardy Tommy Joe.
-Ja nie wiem co zrobić,ja...
-Poprostu mnie przytul-dodałem,a chłopak zdziwiony zrobił to o co prosiłem.Widziałem wściekłą minę Sauli'ego ,który w tym samym momencie wyszedł:
-Sauli wyszedł.
-Olać go.Jesteś ważniejszy...
-Dlaczego?
-No,bo ja...-zmieszał się.
-Dobra,jak nie chcesz nie mów-poczochrałem go.
-Słuchaj,ja muszę iść.Trzeba się spakować.Jak tylko Cie wypuszczą jest kolejny koncert.
-Możesz spakować moje rzeczy?
-Jasne.To się zbieram.
-Adam?
-Co?
-Dziękuję-uśmiechnął się i wyszedł.Pierwszy raz mu podziękowałem.Pierwszy raz podziękowałem komukolwiek.wiem moze i jestem dziwny,ale każdy człowiek ma swoje złe i dobre cechy.Chociaż dobrych ,chyba ciężko się u mnie doszukać.Jestem leniwy,nieodpowiedzialny,chamski i nic mnie nie obchodzi.Ale jest jedna rzecz ,której nie wie nikt.Nawet Adam.Bo byłoby głupie powiedzieć kumplowi(na dodatek gejowi),że lubię facetów.Tak,nikt by się po mnie tego nie spodziewał.Wszyscy tkwią w przekonaniu iż całowanie Adama na scenie nie sprawia mi problemu.Wręcz przeciwnie.I ta cała wymówka:To tylko SHOW.To nie prawda.On był dla mnie kimś więcej niż przyjacielem.Ale jest z tym zasranym Finem.Wspominałem już jak bardzo nim gardzę?Nie mam pojęcia dlaczego Lambert nadal z nim jest.Dla pozoru?Żeby fani byli szczęśliwi,że ma udany związek?Nie mam pojęcia.BOŻE,o czym ja myślę.W ogóle dlaczego zacząłem?Coś zaczyna się ze mna dziać.To wszystko przez ten koncert,przez matkę,Sauli'ego.Zupełnie nie wiem co mam zrobić.Nie wiem nic.
Obudziłem się ,dostałem wypis i czym prędzej ruszyłem pod hotel gdzie stał już TOUR BUS ,jadący do następnego miasta.Gdy czarnowłosy mnie zobaczył na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.Mimowolnie zareagowałem tak samo.Rzecz jasna Sauli zgromił nas wzrokiem gdy tylko go przytuliłem ale do tego już przywykłem.
-SAULI!Możesz się tak nie gapić?-Adam wtraźnie miał już dość-Jak Ci nie pasuje to ,że Tommy tu jest to zostań w Amsterdamie!-huknął i wszedł do autobusu.Powoli ruszyłem za nim z triumfalnym uśmiechem.Gdy tylko znalazłem się w środku darł się na Cam.Nie wiem za co,dlaczego ale musiałem coś zrobić:
-Adam!Ej,uspokój się!-złapałem go za ramiona-Co jest?
-Poprostu Sauli mnie denerwuje,jak mam byc spokojny!-znowu zaczął krzyczeć.
-ADAM!-teraz to juz mnie zupełnie nie słuchał.Zastanowiłem się dłuższą chwilę ,i postanowiłem zaryzykować.Pocałowałem go ,a on zszokowany nagle się uciszył-Już?W porządku?-kiwnął głową i usiadł bezwładnie na kanapie.Wszysyc stali wpatrzeni we mnie jak w jakieś UFo.Dobra może to i dziwne,że sam z własnej woli pocałowałam Adama(prznajmniej dla nich) no ale ludzie kochani.Bez przesady.
-Co się tak gapicie?-wypalił Adam.
-No ,bo Tommy przeciez nie lubi facetów...
-A może lubię?-cholera,po co to powiedziałem.NO PO CO MI TO BYŁO?Musze zacząć się zastanawiać zanim cos powiem.Teraz przygladali mi się jeszcze uważniej.Wstałem i pomaszerowałem do jakże 'dużej' oddzielonej od reszty sypialni.Rzuciłem się na łóżko i sięgnąłęm do kieszeni spodni.Zawsze nosiłem przy sobie zdjęcie Adama.Zawsze je miałem.Nigdy nie zdarzyło mi się go zostawić.To jedno z moich dziwactw.
Włączyłem telefon i wszedłem na Twittera.Miałem jakąś prywatną wiadomość od jednego z fanów.Zawsze lubiłem je sprawdzać.Może ze względu na to ,że często wysyłali mi filmik typu Adommy.Tym razem ,też.Kliknąłęm w niego i zacząłem oglądać.To co mi wysyłali zawsze dawało mi dużo do myślenia.Ale nigdy ,przenigdy nie chciałem myśleć ,że pomiędzy mną a Adamem mogło by być coś więcej.
W pewnym momencie zdałem sobie sprawę,przyznałem się przed samym sobą,że kocham Adama.Ten film mi to uświadomił.Poczułem jak kilka łez spływa po moich policzkach.To wszystko przes to zasrane wideo.I jeszcze los chciał żeby nagle zjawił się tu owy Adam.
-Tommy,ty?
-Tak...I co z tego?-pośpiesznie schowałem telefon nawet nie wyłączajac trwającego filmu.
-Pokaż!-próbował mi go wyrwać.
-NIE!
Tommy!-krzyknął i wyciągnął mi telefon z dłoni.Spojrzał na ekran ,potem na mnie,znowu na ekran i znowu na mnie:
-No co?Nie można już nic obejrzeć?
-Ale dlaczego to?I dlaczgo płaczesz?
-Cholera Adam,czy ty musisz zadawać tyle pytań?Wiesz,że nie lubię gadać.
-Dobra jak chcesz.Ale powiem ci coś...Nie musisz się niczego wstydzić-wstał i ze spuszczonym wzrokiem skierował się do drzwi.
-Zaczekaj...
-Co?
-Ja,...Kocham Cię.
-Czekaj,czekaj.CO?!Ale,że ty?Mnie?
-Nie kurwa,Neila.
-Nie wiedziałem.
-Skąd miałeś wiedzieć.Nikt nie wiedział.Nikt nie wie ,ze zawsze mam przy sobie Twoje zdjęcie,nikt nie wie ,że Cię kocham,nikt nie wie ,że trudno jest mi na koncertach.Nikt nie wie.I dobrze...-wrócił się ,połozył się obok i chwycił moja dłoń:
-Wiesz,też Cię kocham...-teraz zamarłem.On.Adam Lambert mnie kochał.To chyba najlepsze co w tym momencie mogłem usłyszeć-I wiesz...Zerwałem z Saulim.
-CO?!Dlaczego.
-Bo ja już dawno...No wiesz.
-Dlaczego nic nie mówiłeś?
-Bałem się,wiesz ja...Nie chciałem Cię stracić jako przyjaciela.
-Adam...Czemu ty zawsze jesteś taki cholernie dobry?Zawsze jesteś ze mną , wspierasz mnie w trudnych chwilach, rozśmieszasz kiedy tego potrzebuje, przytulasz mnie kiedy jestem wkurwiony, milczysz kiedy zapatruje się w jeden punkt, kochasz za to jaki jestem ,pomagasz gdy czegoś nie potrafię,śmiejesz się razem ze mną, lubisz oglądać takie same filmy co ja,a to że więcej nas różni czy łączy to dla Ciebie nic...
-Poprostu Cię kocham.To wystarczy żebym zrobił dla Ciebie to wszystko co robię.-pocałował mnie w głowę.Oparłem się o jego ramię:
-Wiesz co...Powiedzmy reszcie.Ale jeszcze nie teraz.
-Jasne.Jak chcesz.Może jutro na koncercie?
-Okej.Ale ty zaczniesz.Ja nie mam pojęcia jak się do tego zabrać.Dobrze wiesz,że nie nadaję się do takich spraw.
-Ale obiecaj mi jedno-spojrzałem na Niego uważnie-Obiecaj,że zawsze ze mną będziesz,Tommy-miał łzy w oczach.Nie wiedziałem,że to dla Niego aż tak ważne.
-Obiecuję-pocałowałem go-Będę,zawsze...
Subskrybuj:
Posty (Atom)